Rozdział XXVI

  – Chciałeś mnie o coś zapytać? – powiedział rudowłosy, wpatrując się w Alexandra. Oparłszy się o marmurową kolumnę czekał na pytanie ze strony młodziutkiego wampirzego księcia.

  – Ja… Myślisz, że mógłbym mieć dzieci? – wypalił białowłosy, odwracając głowę od wbijających się w niego szmaragdowych oczu maga. – Kiedy wspominałeś o tej przemianie, zacząłem się martwić. A co z tą drugą opcją? Mogę umrzeć, prawda?

  – Co do zajścia w ciążę; odpowiem szczerze, że nie wiem. Mimo tego, że znam się dość dobrze na medycynie, to nigdy się tym na poważnie nie zajmowałem. Sądzę jednak, iż nie będzie problemu.  – Ayden był pod wrażeniem tego, jak bardzo zmienił się białowłosy książę. Domyślał się, co się działo, ale nie chciał wyciągać pochopnych wniosków. – Nie wyglądasz jednak na gorszy przypadek. Widziałem już kilka takich i wyglądały o wiele gorzej, jednak nie możemy być całkowicie pewni, aż do pierwszego księżyca. Wracając jednak do dziecka, powinniście poczekać z decyzją jakiś czas.

  – Dlaczego?

  – Musicie być pewni, że oboje tego chcecie. Opieka nad dzieckiem jest męcząca. – Mag ziewnął przeciągle, marząc o tym, aby móc się znaleźć pod miękką i ciepłą pierzyną. – Trzeba także doprowadzić twoją przemianę do końca. – Eureka! Ayden wpadł nagle na coś, ale musiał przestudiować to ze swoimi księgami. Jeśli jego teoria okażę się prawdą, to będzie mógł wyjaśnić całą tę sytuację.

  – Pomożesz mi? – Alexander chciał zapłakać nad swoim stanem. Dlaczego to wszystko musiało przytrafiać się akurat jemu?!

   – Pomogę. – Pokiwał głową rudowłosy. – Jeśli pozwolisz, udam się na spoczynek.

  – Miłych snów.

  Elf spojrzał jeszcze na odchodzącego rudowłosego, po czym sam ruszył w stronę tarasu przy salonie, gdzie miał nadzieję na znalezienie swojego męża. Na szczęście, tam właśnie znajdował się wygodnie oparty na kanapie Vasilij tulący do siebie małego chłopca. Taras był jednym z ulubionych miejsc Alexandra w dworku. Cały otoczony kwiatami i owocami, które zawsze podjadał. Uwielbiał siedzieć tutaj i wygrzewać swoją twarz na słońcu, często czytając do tego książkę. Gdyby tylko Vasilij nie był następcą tronu, może poprosiłby go, aby tu zostali. Spojrzał jednak z rozczuleniem na swojego mężczyznę, podchodząc powolnym krokiem do niego. Ciemnowłosy zdawał się go nie zauważać, będąc zbyt przejętym obcym dzieckiem. Obcy jednak nie do końca pasował… W końcu Ayden był dla niego niczym brat. Starszy, wiecznie strofujący go brat.

  – Dużo śpi, jak na takie dziecko – odparł Alexander usadowiwszy się obok wampira. Pogłaskał go dłonią po nieogolonym policzku.Młodszy z nich kochał dotykać swojego męża, wiedząc, że sprawia mu tym przyjemność. Vasilij nie miał czasu na golenie, kiedy cały czas był przy nim nienasycony białowłosy. Żeby tyle czasu nie wychodzić z łoża… Kto to widział w jego wieku.

  – Mimo tego, że ma w sobie ludzką krew, to jednak urodził się w Podziemiu i nie ma na tyle siły, aby funkcjonować u nas, jak nasze dzieci w jego wieku – odpowiedział wampir, a białowłosy położył głowę na jego ramieniu. Obaj wpatrywali się w zachodzące słońce i feerię barw, która malowały się na niebie.

  – Nie można jednak nie powiedzieć, że nie jest uroczy. – Alexander , pomimo przeciwności losu, cieszył się tym, jak toczyło się jego życie od niedawna. Gdyby jeszcze nie te problemy rudowłosego, to mógłby powiedzieć, że całkiem mu się podobało. – Jak myślisz, gdzie odejdzie Ayden?

  – Zgaduję, że najpierw będzie chciał wrócić do Pałacu Arcymagów. Chodzą pogłoski, że bez zgody Najwyższego nikt prócz członków ich zakonu nie ma tam wstępu. Nawet władcy. – Wampir przymknął oczy, napawając się miłymi chwilami z białowłosym. Wpadł mu do głowy pewien plan, ale musiał poczekać, aż zostaną sami.- Zastanawiam się jednak, dlaczego go zostawił. Ayden nie raz sam podnosił na kogoś rękę lub ktoś na niego, ale zwykle kończyło się to alkoholu.

  – Sugerujesz, że mogło stać się coś gorszego?

  – Przecież Ayden ma do Lucyfera wręcz mordercze zamiary i gdyby mógł to chyba by go zaszlachtował. Rzadko kiedy widziałem go takiego. Ostatnim razem działo się podobnie, kiedy ktoś czyhał na jego życie. Ale nawet wtedy nie był aż tak rozżalony i wściekły. On nie wybacza tylko dwóch rzeczy; zdrad i kłamstwa.

  – Nie chcesz chyba powiedzieć, że… Przecież tyle lat na siebie czekali. To nie mogło się stać.

 – Trzeba spodziewać się i najgorszego – powiedział smętnym głosem Vasilij, martwiąc się mimo wszystko o swojego przyjaciela. Rzadko kiedy widział go tak przygnębionego, jednak najgorsze było to, że nie mógł nic z tym zrobić.

  – Myślisz, że z nami będzie podobnie? 

  – Na pewno pojawią się miedzy nami kłótnie, ale mam nadzieję, że nie dojdzie do czegoś takiego. – Ciemnowłosy oparł czoło o głowę Alexandra. Coraz częściej przyłapywał się na tym, że nie mógł zacząć spokojnie dnia bez lawendowego zapachu włosów męża. – Coś się stało, prawda?

  – O co dokładnie pytasz?

  – Widziałem, jak wchodziłeś do salonu. Miałeś zmartwioną minę.

  – Pytałem się go o to, czy mógłbym zajść w ciąże przez tę niepełną przemianę. Jego odpowiedzi były takie wymijające, że nie wiem, co mam o tym myśleć.

  – Nie martw się tak. – Wampir podniósł lekko głowę, aby ucałować męża w czoło. – Przecież będzie dobrze.

  – A co, jeśli to będzie ten drugi przypadek? – Głos białowłosego załamywał się , a gdyby mógł, to roniłby łzy.

  – To umrzemy razem. – Vasilij nie lubił, kiedy Alexander był czymś zdenerwowany. Wtedy jego nastrój również się pogarszał. Chciał, aby jego elfik – mimo, że już nim nie był – chodził wiecznie szczęśliwy. A on musiał mu to zapewnić.  – Te znaki, które powstały podczas naszej ceremonii ślubnej… Przez nie nie możemy zdradzić, bo jeden z nas spłonie żywcem. Miało to uchronić przed nieślubnymi dziećmi wśród wampirów. Ma jednak drugie zastosowanie; dzięki nim małżonkowie nie zostaną rozdzieleni po śmierci jednego z nich. Umierają oboje. Kapłani wprowadzili to, kiedy samotne wampiry zaczęły popełniać samobójstwa – wyjaśnił ciemnowłosy, słysząc dziwny trzask dobiegający z wnętrza domu. Podał zawiniątko białowłosemu, samemu ruszając sprawdzić źródło hałasu. Kiedy dobiegł do hallu przystanął nagle, otwierając szerzej oczy.

  Zupełnie nie tego się spodziewał. 

~***~

  Ciekawski blondyn stanął pod podwójnymi, dębowymi drzwiami, które wcale nie prowadziły do łaźni. Tylko do gabinetu czarnowłosego kochanka, gdzie zwykle nie pozwalano mu wejść. Fabian nie cierpiał, kiedy ktoś miał przed nim jakieś tajemnice. Otworzył lekko drzwi, modląc się w duchu, aby te nie zaskrzypiały. Widział, jak mężczyzna z kimś rozmawia za pomocą jakiegoś dziwnego urządzenia.

  – Jest coraz gorzej, Cassopie. Magia przestaje działać, czuję to. Musisz ją powstrzymać!

  ~ Nie da się już nic zrobić. Wiesz, że jest zbyt silna, a ta cała sytuacja to twoja wina! Miałeś tyle lat, aby to zrobić. Nie licz na moją pomoc. A ten dzieciak, którego masz teraz nad głową. Co, jednego zamieniłeś na drugiego? Co z nim zrobisz, kiedy się dowie? – Cassiop miał zimny, szorstki i nieprzyjemny ton głosu. Przywodził na myśl katów, którzy stacjonowali w najgorszych więzieniach. Tych bali się nawet najwięksi zwyrodnialcy. Fabian był jednak podirytowany, ponieważ hologram mężczyzny miał na sobie szeroki kaptur, zakrywający całą twarz.

  – Ten dzieciak to co innego. – Blondyn zaczął kipieć ze wściekłości. Jak jego kochanek – pal licho tego dziwnego idiotę w pelerynce, którego nie lubił – śmiał nazwać go dzieciakiem?! On mu da, kurwa, dzieciaka. – Nie chciałbym, aby coś mu się stało.

  ~ I jaki to ma niby związek ze mną? Co, niańki szukasz? – prychnął Cassiop. – Nie patrz się tak. Nie będę się nim zajmował. Poza tym, o mnie się tak nie troszczyłeś. Wiedz, że jestem właśnie zazdrosny. Poza tym, obaj dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, że powinieneś to zakończyć szybciej niż zacząłeś.

  – O ciebie nie musiałem się martwić. Przestraszysz samego diabła. – Fabian zaczynał się irytować tym, że obaj nie powiedzieli nic, co mogłoby nakreślić porządny obraz sytuacji. Fakt, że czarnowłosego ścigała jakaś kobieta dawał mu niewiele.- I dobrze wiesz, że tego nie zakończę.

  ~ Rób co chcesz. Powiedziałem ci to już. Tak samo jak to, że z nim przy boku będzie gorzej. – Nagle obraz mężczyzny zaczął się rozmazywać. – Żegnaj, Maonie.

  – A zgnij w tej swojej jaskini, Cassiopie.

  ~ Pierdol się.

  W tym momencie hologram zupełnie rozpłynął się w powietrzu, a Fabian czym prędzej zamknął drzwi od gabinetu i czmychnął do łaźni znajdującej się przy ich sypialni. Miał tylko nadzieję, że kochanek nie zauważył nieproszonego gościa. Blondyn usiadł na brzegu wanny, do której lała się gorąca woda. Rozczesywał swoje piękne długie pukle, przeklinając po czarnowłosym , który niemiłosiernie uwielbiał plątać jego włosy, gdy robił mu dobrze ustami. Następnym razem, w co jednak wątpił, to nie on będzie padać na kolana. Po każdym razie psioczył po nim niemiłosiernie.
  Gdy poziom i temperatura wody osiągnęły poziom, który Fabian uznał za zadowalający, zrzucił z siebie szlafrok ukazując szczupłe, blade ciało pokryte czerwonymi plamami po tym, jak jego kochanek postanowił ozdobić go malinkami. Blondyn obiecał sobie sprawienie bata, a najlepiej dwóch, żeby takie rzeczy nie miały więcej miejsca. A przynajmniej nie w takiej ilości. Mężczyzna miał szczęście, że zbliżały się jesienne chłody i Fabian ubierał się cieplej. Na wzmiankę o zimnie, zadrżał i od razu wszedł do gorącej wody wypełnionej owocowymi olejkami, do których zawsze dodawał mięte. Zaczął rozmyślać nad tym, co udało mu się podsłuchać podczas rozmowy dwójki mężczyzn. W głowie kłębiło się tylko jedno pytanie: Kim była ta cholerna kobieta, o której obaj wspomnieli? Jego kochanek miał przed nim jakieś tajemnice, które wyglądały na poważne problemy. I dlaczego ten cały Pierdolony Kapturek – jak nazywał Cassiopa Fabian – mógł mówić czarnowłosemu po imieniu?
  Westchnął głęboko, czując, że jego włosy szybko posiwieją. Wtem jednak usłyszał, jak czarnowłosy wchodzi do pomieszczenia. Fabian doskonale wiedział, że mężczyzna stanął za nim, a młodszy elf chciał by już stąd wyszedł. Nawet dobrze nie namoczył ciała.

  – Potrzebujesz czegoś czy tak dla zabawy przyszedłeś mi przeszkadzać? – rzucił chłodno blondyn, nie kwapiąc się nawet, aby spojrzeć na kochanka.

  – Długo cię nie było, a jedzenie jest na stole.

  – Wychodzisz do lasu, że łaskawie mnie o tym informujesz? – Elf doskonale wiedział, że jego pobratymiec łże, ale nie mógł nic na to poradzić.

  – Muszę sprawdzić, czy po ostatniej burzy nic się nie stało – wyjaśnił tak samo „ciepło” czarnowłosy. Powoli męczył się z humorkami Fabiana, który ostatnimi czasy chodził rozzłoszczony niczym osa.

  – Byłeś wczoraj. Przecież razem przeczesaliśmy chyba całą połać lasu, który należy do ciebie. – Blondyn miał już dość i jeśli mężczyzna zaraz nie wyjdzie, elf wpadnie w szał. Resztkami miłego głosu zapytał: – Kochanie, a może powiesz mi, od kiedy kąpiel bierze się mentalnie?

  – Mógłbyś rozwinąć swoją myśl?

  – Robisz ze mnie głupca, do cholery!? – Fabian zerwał się nagle z wody, której ubyło trochę na podłogę. – Doskonale wiem, że nie tknąłeś nawet żadnej wanny. Czuję magię na twoim ciele, więc nie mów mi, że użyłeś pierdolonej wody, żeby zmyć z siebie brud! – Młodszy z nich wrzeszczał na cały głos, będąc tak wściekłym, że miał ochotę rozszarpać kogoś gołymi rękoma.

  – Byłeś głodny, więc udałem się zrobić ci posiłek, Młodziku. – Mężczyzna próbował się o niego zbliżyć, jednak blondyn zaraz się od niego odsuwał. A cholera by to wszystko wzięła!

  – Nic już, kurwa, lepiej nie mów! – wydarł się owijający się w ręcznik elf. On mu zaraz pokaże, jak bardzo można go zdenerwować. – A może lepiej… Powiesz mi, co przede mną ukrywasz.\

  – Jakie znów chore teorie wymyśliłeś? – Maon również zaczął krzyczeć. Nie miał zamiaru dawać się tak traktować temu chłopaczkowi. Wiedział jednak, że jego młodziutki kochanek miał paranoję i wszędzie widział spiski przeciwko wszystkiemu.

  – Chore? To opowiesz mi o niejakim Cassopie i dziwnej kobiecie, która najwyraźniej czyha na twoje życie? 

   

Rozdział XXV

Siedział w bibliotece. Już drugi dzień z rzędu snuł się po pałacyku, czując się w nim zupełnie obco. Nawet nie spotkał Vasilija lub Alexandra, co bardzo go zdziwiło. Nie opuszczał jednak swojego synka na krok, a dzięki pracującym w rezydencji kobietom, nauczył się jak zawiązać materiał, aby móc nosić w nim dziecko. Było mu to bardzo przydatne, szczególnie, że ciągłe trzymanie go na rękach było wyczerpujące. Na szczęście teraz Nasargiel spał spokojnie po paru godzinach zajmowania się nim przez kucharki. Zyskały one wiele w oczach rudowłosego, który sam pewnie nie dałby sobie ze wszystkim rady. I tak był już wystarczająco zestresowany. Podrapał się po brodzie, postanawiając, że będzie musiał wrócić do swojego starego wyglądu.
Wrócił jednak do czytania księgi. Znał ją na pamięć, ale zawsze do niej wracał, kiedy był w tak paskudny humorze jak teraz. Była to książka dla dzieci, które chciały uczyć się prostych sztuczek magicznych. Pamiętał, kiedy sam je praktykował za małego. Ta chęć poddania się, gdy zaklęcia się nie wychodziły poprawnie i słowa ojca motywujące do dalszych prób. Coraz częściej łapał się na tym, że brakowało mu rodziny, ale nie mógł jej nawet odwiedzić. Jedynie ich groby.
Do jego uszu doszedł płacz, więc podniósł swoją pociechę z, otoczonej wszelkimi poduszkami, sofy i zaczął ją kołysać, śpiewając szeptem pieśni, których nauczył się, będąc jeszcze w szkole dla magicznie uzdolnionych. Na szczęście dziecko szybko się uspokoiło, a on zaczął łaskotać go po brzuszku. Już widział chwilę, kiedy jego synek zacznie sam chodzić czy mówić. Teraz z dużą pomocą maga mógł usiąść. Ayden uśmiechał się dziecka. Wiedział, że Nasargiel będzie miał najlepszego ojca na świecie. A może jeśli wszystko dobrze się potoczy, to nawet dwóch, w co jednak mocno wątpił.

~***~

Fabian obudził się przytulony do ciepłego, nagiego ciała. Minęło kilka tygodni od momentu, w którym zgodził się zostać z czarnowłosym elfem. Bardzo często rozmyślał nad tym, dlaczego spędził tutaj tyle czasu. Mógł przecież w spokoju wrócić do siebie i żyć w luksusachu, jakie miały zapewnić mu pieniądze od wampira. Choć nie byłby zdziwiony, gdyby Vasilij złamał swoją obietnice. Fabian wiedział, że wampirzy książę był w tym najlepszy. Mimo wszystko, blondyn nie chciał przyznać się przed samym sobą, że spodobało mu się spokojne życie w lesie wraz z tajemniczym wieszczem. Z każdym kolejnym dniem uczył się czegoś nowego. Choć równie często drugi elf patrzył na niego karcącym wzrokiem. Cóż… Fabian nie ukrywał swojej złośliwości i lubił przeszkadzać kochankowi w wykonywaniu codziennych obowiązków. Wiedział też, że w końcu będzie musiał go opuścić i pojawić się w swojej posiadłości. Nie mógł wiecznie żyć, zapominając o swoich priorytetach.
Obrócił się na plecy, zbierając w sobie siły, aby wstać z łoża. Dalej dziwiło go, że w okolicy domu czarnowłosego było zimno, choć panowało jeszcze lato. Pytał się o to kochanka, jednak ten nie odpowiedział. Coś musiało się za tym kryć, a Fabian bardzo nie lubił tajemnic. Mimo to, najgorsze dla blondyna było to, że z nieznanych mu przyczyn nie mógł używać imienia wieszcza. I nie mógł w żaden sposób wyciągnąć tej informacji.
Poczuł, jak burczy mu w brzuchu. Gdyby mógł, wstałby i zniwelował głód, jednak pomimo swoich starań nadal miał duże problemy w kuchni. Szturchnął łokciem śpiącego mężczyznę, licząc na to, że ten się obudzi. Tak się niestety nie stało. Blondyn dziwił się, jak mocno można spać. Podniósł się i nachylił nad mężczyzną. Widział jego wręcz posągowe rysy twarzy.

– Wstawaj! – powiedział głośniej niż normalnie Fabian. W odpowiedzi usłyszał jedynie jakieś trudne do określenia słowa. O nie! On nie zamierzał się tak łatwo poddać. – Obudź się wreszcie, leniwcze!

– Leniwcze? – Dobiegł go zaspany głos elfa. – Ja ci dam leniwcze.

Czarnowłosy wykonał gwałtowny ruch, po którym Fabian znalazł się pod nim. Starszy z nich zaśmiał się sam z siebie. Obiecywał sobie, że stworzy w końcu normalny związek. Taki, który nie będzie opierał się w głównej mierze na zaspokajaniu swoich potrzeb. A cholera by to wzięła. Te ciało jednak było tego warte.

– Zapomnij, że będziesz się do mnie dobierać! – śmiał się blondyn, chcąc wyrwać się spod palców drugiego elfa, który go łaskotał. Kiedy w końcu miał chwilę spokoju, mógł odetchnąć. – Jestem głodny.

– Wiesz, gdzie w tym domu jest kuchnia.

– Czyżbyś marzył o nowym wyposażeniu swojego domu, że chcesz mnie tam wpuścić? – zapytał z przymilnym uśmieszkiem Fabian, podnosząc się lekko, aby szybko pocałować mężczyznę. Po tym przeturlał się po posłaniu i wstał z niego. – Idę się wykąpać. Tobie też radzę.

– Umyję się w drugiej komnacie. – Czarnowłosy szybko opuścił pomieszczenie. Fabian zastanawiał, dlaczego mężczyzna to robił. Na pewno nie chodziło o jego dar widzenia przyszłości. Wizje przychodziły, kiedy chciał tego wieszcz. Młodszy elf prędko zrozumiał, że jeżeli chciał się czegoś dowiedzieć o kochanku, to musiał to zrobić na własną rękę. W najgorszym wypadku po prostu przywiąże go do łóża i zostawi go bez pokarmu.
Owinął się szlafrokiem leżącym pod oknem i ruszył w ślad za czarnowłosym.

~***~

Nagle usłyszał bicie zegara. Spojrzał w jego stronę, widząc, że była pora, o której podawano obiad. Wstał niechętnie od masywnego stołu, poprawił sobie chustę z dzieckiem i ruszył w stronę jadalni. Chętnie nie pojawiłby się na posiłku, ale był głodny jak cholera. Zapewne za kilka dni wróci do swojego typowego żywienia. A zwykle jadł mało i lekko. W sumie, powinien trochę przybrać tu i tam, więc pozwoli sobie na kilka dni porządnego jedzenia.
Szedł powoli w stronę jadalni. Nie sądził, żeby wampir fatygował się specjalnie po to, aby móc zjeść coś, czego nawet nie czuł smaku. Jeśli już miałby pojawić się gdziekolwiek to pewnie tylko i wyłącznie z przyzwoitości. Choć teraz… Może z powodu elfa? W końcu Aydena nie było jakiś czas, a między nimi działo się ciekawie jeszcze przed jego „podróżą”.
Rudowłosy zdziwił się jednak, gdy usłyszał rozmowy i śmiech dobiegające z pomieszczenia. Czyżby jego przypuszczenia się sprawdziły? Otworzył drzwi i wszedł przez nie jak gdyby nic się nigdy nie stało.

– Ayden? Co ty tu robisz? – Padło nagle pytanie ze strony wampira, który niechętnie oderwał się od ust małżonka. Ten zupełnie się nie spodziewał, że zobaczy swojego przyjaciela. A tym bardziej z dzieckiem. – Przecież miałeś zostać w Podziemiu z Lucyferem.

– Miałem. Ale tego nie zrobiłem. – Mag usiadł przy stole, przypatrując się dziwnym wzrokiem białowłosemu. Coś mu w nim nie pasowało. Jego aura była mroczniejsza, ale nadal czuć w niej było dużą dominację typowo elfiej natury. Alexander zupełnie ignorował rozmowę mężczyzn, wpatrując się w małą, gaworzącą istotkę znajdującą się na kolanach maga. Dziecko zupełnie go pochłonęło. Poza tym, białowłosy, nie będąc pytany nie powinien się odzywać. Tak przynajmniej wychowano go w domu. – Przemieniłeś go.

– Jesteś mistrzem dedukcji – rzucił złośliwie Vasilij, który upił łyk ciemnego napoju z filiżanki. Rudowłosy podśmiewał się w duchu z jego fryzury. Tak misternego ułożenia jeszcze nigdy nie widział. Te cieniutkie warkoczyki, które splatały się ze sobą… Widać było w tym rękę elfa. – Ty jednak przychodzisz z kimś o wiele ciekawszym. Ile on już ma?

– A w jakiej rachubie liczymy?

– Powiedzmy, że i w naszej, i w tej od demonów.

– Według naszego systemu ma sześć miesięcy, dla demonów dwa.

– O kurwa. Zawsze wiedziałem, że ich dzieci szybko rosną, ale żeby aż tak? Przynajmniej szybciej przejdziesz przez najgorsze etapy. – Vasilij wyciągnął nagle ręce przed siebie i wesoło powiedział: – No, daj staremu wujowi potrzymać Nasargierla. A ty sam będziesz mógł spokojnie coś zjesz, pewnie jesteś głodny. I od kiedy ty nie pozbywasz się zarostu?

– Co, imieniem też się chwalił? – zapytał zimno mag, wstając z krzesła i podchodząc do wampira. Posadził delikatnie małego półdemona na jego kolanach i wrócił na swoje miejsce. – Chciałem zobaczyć, jak będę wyglądać mając brodę i wąsy. Ale chyba powinienem się ogolić.

– Uuu… Coś wam w tej waszej radosnej krainie nie poszło po czyjejś myśli. – Ciemnowłosy trzymał mocno dziecko, które ssało jego palec… Hmmm… A gdyby tak namówić Alexandra do czegoś podobnego? Dobrze widział, jak białowłosy spogląda na dziecko. Musiał to dobrze przemyśleć.

– A niech się pierdoli – powiedział Ayden, czekając, aż służba przyniesie posiłek. – Powiem ci tyle, ja żyję na swoich warunkach.

– Jak zawsze. Ty chyba się nigdy nie zmienisz, co?

– Zmienię się, jak będę stary i schorowany. Chociaż… Już jestem stary. – Ayden spojrzał na swoje dłonie i dopowiedział ciszej: – To brzmi tak żałośnie.

– Mówiłem ci od lat, żebyś przemienił się w inne stworzenie. Podejrzewam, że Lucyfer byłby wniebowzięty, jeśli mógłby zmienić cię w demona – powiedział ciemnowłosy, uśmiechając się do gaworzącego chłopca. Mag zaś nie wziął nawet pod uwagę opcji zostania demonem.

– Nie! – Mężczyzna trzasnął ręką w stół. – Nie będę ryzykować mojej pozycji w Radzie.
– I tak w końcu z niej odejdziesz. Przecież starsi magowie w którymś momencie rezygnują.

– Mam jeszcze trochę czasu. I, Vasilij, sam dobrze wiesz, że to nie jest możliwe. Wszystkie zapiski dotyczące takich przemian zostały spalone lata temu.

– Nie zapominaj, kim on jest i kto palił te notatki. – Wampir spojrzał na swojego męża. Pochylił się lekko, aby pocałować go w policzek, przez co Alexander odwrócił wzrok.- Może chciałbyś go potrzymać, mój drogi? – Białowłosy pokiwał głową w odpowiedzi, a ciemnowłosy przekazał w jego ręce dziecko. Vasilij musiał przyznać, że zbliżała się jego pora do zostania ojcem. Musiał zmięknąć przez lata. Chociaż, to pewnie ta spokojna atmosfera i brak zamachów na jego życie, jakie zdarzały się w stolicy. Na samo wspomnienie tego, di głowy przyszła mu myśl, że nie zostało wiele czasu do ich powrotu.

– Po moim, kurwa, trupie. – Oburzył się mag. – Mimo, że nie powinienem, to chciałbym się uchlać. Jak kiedyś.

– Tak właściwie, od kiedy ty używasz wulgaryzmów?

– Lepsze to, aniżeli miałbym zacząć pić czy palić. – W końcu przyszła kobieta z trzema talerzami leżącymi na srebrnej tacy. Kiedy postawiła jeden z nich przed rudowłosym, ten stracił nagle ochotę na jakiekolwiek jedzenie. Musiał się jednak przemóc i odkroił sobie mały kawałek mięsa. – Boję się, że zacznie mnie szukać za wszelką cenę. On nie ma zahamowań, a o tron czy sąsiednie państwa nie musi się martwić.

– Tyle lat na niego czekałeś i teraz chcesz to zniszczyć? Tylko nie mów mi teraz, że przez jedną głupią awanturę przestałeś coś do niego czuć. Powiedz mi, ile razy już któryś z was podnosił na siebie rękę? Za każdym razem będziesz uciekać, kiedy się pokłócicie o coś? Ayden, ty już nie masz dwustu lat, żeby móc robić takie rzeczy. – Mag irytował się. Mimo niezbyt ciekawej przeszłości wampira, ten zawsze musiał wymyślić coś, co zwykle skłaniało innych do myślenia. Tak było i w tym przypadku.

– To był pierwszy raz, kiedy chciał mi coś zrobić. – Rudowłosy dłuższą chwilę przeżuwał jedzenie. Nie chciał już dłużej rozmawiać na ten temat. Spojrzał na talerz, z którego prawie nic nie ubyło.

– Chociaż nawet dobrze go nie znam, wiem, że ty jesteś bardziej agresywny niż on. I naprawdę zdziwię się, jeśli powiesz mi teraz, iż sam nie zacząłeś czymś w niego rzucać. – Mag spojrzał gniewnie na wampira i skupił się na jedzeniu. Wampir spojrzał jeszcze raz na białowłosego, jednak ten był zbytnio zaaferowany maluchem, aby orientować się w rozmowie. – Dodatkowo, seks na zgodę jest świetny.

– A ty to niby skąd wiesz? – Ayden zaśmiał się. Naprawdę brakowało mu najlepszego przyjaciela. Widział, jak Vasilij starał się znaleźć odpowiedni moment na powiedzenie tego.

– Z życia.

– Alexandrze, powiedz lepiej, jak się czujesz? – Rudowłosy musiał zmienić temat, bo widział, że nie chciał rozmawiać o tym co wyprawia się w łożu przy posiłku. Elf podniósł nagle głowę.

– Dobrze, dziękuję. – Uśmiechnął się, a chłopczyk ciągnął go lekko za włosy. Od zawsze lubił dzieci i często się nimi zajmował. Zwykle w domach elfickich panowała tradycja, że młodzież zajmowała się mniejszymi od siebie. Niezależnie od tego czy było to rodzeństwo, czy maluchy z najbliższej okolicy. Tak. Rak, właśnie takich przypadkach sprawdzało się stare powiedzenie, że rodzinę najlepiej zakłada się z elfem.

– Coś mi się w tobie nie podoba… – Powiedział bardziej sam do siebie mag, po czym wstał od stołu i podszedł do białowłosego łapiąc go za podbródek. Skóra nieco wyjaśniała, temperatura zmalała, oczy… – Jasna cholera! Vasilij, on przemienił się tylko w połowie.

– Połowie? – zapytał zmartwiony wampir. Czasami chciałby lepiej rozumieć to, czym zajmowali się czarownicy. Magia, eliksiry, leczenie, a nawet polityka.

– Albo twoja krew była słaba i źle się zmieszała, albo jego organizm ją odrzucił.

– To źle? – spytał Alexander, zaczynając obawiać się słów rudowłosego.

– Zobaczymy. Rzadko kiedy to wychodziło na dobre. Rozumiesz, zazwyczaj takie osoby wpadały w szaleństwo ale miejmy nadzieję, że to twój organizm ją odrzuca. Jeśli problem wynikał z krwi Vasilij’a, to będzie ciężej. Na razie, nie widzę u niego żadnego dziwnego objawu, ale nie chcę ryzykować.

– Skąd wiesz to wszystko?

– Ty stary durniu, nie widzisz? Czy sam fakt, że tak młody wampir, jak Alexander nie ma czerwonych oczu, jest dla ciebie niczym.

– Wracasz i nagle życie staje na głowie.

– I tak za kilka dni już mnie tu nie będzie. Chciałem tylko powiedzieć, że będzie wam potrzebny nowy nadworny mag. Teraz jeszcze będę musiał się przyjrzeć całej tej sytuacji.

– Myślisz, że do tego czasu znów będziesz w Podziemiu? – ironicznie rzucił ciemnowłosy, ciesząc się, kiedy zauważył irytację wymalowaną na twarzy przyjaciela. – A myślisz, że co ja powiem ojcu, kiedy się o ciebie zapyta?

– Nie, nie myślę. Nie wiem, gdzie będę. Powiedz mu, że mam nowe powołanie. – Wziął dziecko od białowłosego. Pocałował synka w czoło, co wywołało śmiech u chłopca. – Idę odpocząć.

– Zajmiemy się nim. – Ayden spojrzał niepewnie na wampira. – Jak nie wierzysz w moje doświadczenie, jako niania, to chociaż zaufaj Alexandrowi.

Dał sobie chwilę na przemyślenie wszystkiego. Faktycznie, był zmęczony.
Brakowało mu demona, który męczył się o niego o wiele wolniej, więc mógł zająć się Nasargielem gdy rudowłosy spał. Choć przed odejściem maga, Lucyfer przestał się nim zajmować.
Cholera, on też potrzebował chwili dla siebie. Te dosyć krótkie chwilę, kiedy to służące miały w opiece chłopca nie były na tyle długie, aby Ayden mógł zregenerować siły. Demon miał rację, że opieka nad dzieckiem jest niesamowicie wyczerpująca.

– Myślę, że godzinka czy dwie chyba mnie nie zabiją. – Znów oddał dziecko w ręce wampira, a ten od razu powędrował w stronę schodów. Białowłosy jednak został z Aydenem.

– Możemy porozmawiać? – Spytał nagle Alexander. Mag pokiwał głową, domyślając się, że nie czeka go łatwa rozmowa.

Rozdział XXIV

   Leżał na czymś twardym. Cholernie twardym i zimnym dodatkowo. Nie zdziwiłby się, gdyby była to podłoga. Tylko ona idealnie pasowała do opisu. Otworzył oczy, stwierdzając, że jego przypuszczenia się sprawdziły. Wstał ociężale, wplątując rękę w czarne, mocno splątane włosy. Długo będzie doprowadzał je do stanu, który uzna za godny. Wokół niego leżało kilka pustych butelek, które przy okazji kopnął. Trzask, które wywołały, zaowocował grymas u demona. Zastanawiał się, co on takiego robił, że upił się tego stopnia, a tym bardziej, gdzie podziała się jego koszula. A tak, prawie uderzył kogoś, kto był jedną z najważniejszych osób w jego życiu. Zaraz potem poszedł pić i trwał w tym stanie od kilku dni. Ale co działo się przez ten okres zupełnie nie wiedział. Zamknął się w gabinecie i klął po samym sobie. Dodatkowo dalej bolała go rana na czole po tym, jak rudowłosy rzucał w niego wazonem, a później księgami. Chcąc czy nie chcąc, musiał przyznać, że mag miał dobre oko i gdyby nie szybkie uniki demona, często wykonane w ostatniej chwili, zapewne miałby teraz bardziej potłuczone ciało. Wyszedł z pomieszczenia, mówiąc sobie, że pierwsze co zrobi to przeprosi rudowłosego, a później pójdzie się wyszorować. Szedł powoli po korytarzach, widział służbę, która po ostatniej awanturze czuła jeszcze większą obawę w stronę władcy. Pierwszy raz krzyczał tak głośno. Cóż, mimo wszystko większy respekt czuli przed tym chuderlawym, rudowłosym magiem, który nie dość, że nie bał się wrzeszczeć po władcy, to dodatkowo rzucał w niego czym popadnie. Jednak kiedy tylko czarnowłosy koło nich przechodził kłaniali się nisko, a później uciekali jak najdalej się dało. Co za demony on zatrudniał. Na szczęście jego osobisty lokaj był obojętny na tę całą sytuację, więc zgodnie z poleceniem pracodawcy zaczął przygotowywać jego kąpiel.

  Kiedy wszedł do swoich komnat, dobiła do głęboka cisza i porządek, którego od narodzin dziecka trudno było tu za dnia doświadczyć. Myślał, że mogli pójść do ogrodów, ale gdy wyszedł na ogromny balkon, który wychodził na jedyną, przestronną połać zieleni, nie zauważył nikogo. Cholera, nie wiedział, gdzie mag mógł udać się z dzieckiem. Od razu wykluczył medyka, do którego Ayden pałałdziwną i nieuzasadnioną wręcz nienawiścią. Myślał przez chwilę o drugim czarodzieju, jednak ten wrócił kilka dni temu do swojej osady. Cóż, nawet nie pożegnał się z resztą.

– Ayden? – Zawołał, chodząc po sypialni. Ewidentnie coś było nie tak. – Ayden! Wiem, że jesteś na mnie wściekły, ale mógłbyś odpowiedzieć, do cholery!

  Odpowiadała mu cisza. A to nie wróżyło niczego dobrego. Otworzył ogromną szafę, wykonaną z ciemnego drewna. Były w niej stroje należące do niego, trochę ubrań rudowłosego, choć widocznie ich ubyło. Zaś tych od ich synka nie widział wcale. Wyglądało to tak, jakby mag uciekł z dzieckiem. Kurwa. Przecież nie mógł odkryć sekretów demona. Nie miałby jak… Ale… Cholera. Jeżeli rudowłosemu się udało, to mógł się cieszyć, że nic mu się nie stało. 
  Wyczuwał ślady użytkowania magii w pomieszczeniu, ale nie mógł się przecież dziwić. Przecież takie rzeczy były niczym dziwnym, kiedy żyło się z kimś, kto się tym parał. Oparł się o komodę i zaczął drapać się po nosie. A mówią, że życie władcy jest proste. 
  Przeszukał dokładnie całą komnatę, ale jedyne co znalazł to złoty krążek, który leżał na etażerce. Cisnął nim o ziemię, a ten poturlał się z cichym dźwiękiem po podłodze. Demon zastanawiał się, dlaczego rudowłosy chciał od niego odejść. Nie sądził, że chodziło o ostatnią kłótnię, choć nie wiedział, jak bardzo się mylił. Ruszył w stronę łazienki, dalej rozmyślając nad miejscem pobytu swojego – a może już i nie – rudzielca. Dziwiło go, że nie zostawił nic, nawet krótkiego liściku. 
   Zanurzył się cały w wodzie, przypominając sobie wszystkie miejsca, do których mógł uciec mag. Nie pozwoli mu tak łatwo odejść. Po kilkunastu minutach wyszedł z miedzianej wanny, chwytając miękki materiał w czarnym kolorze. Wytarł się dokładnie i ubrał się, aby zapytać o zdanie medyka. Ten musiał jak zwykle przesiadywać u siebie, więc nie miał większego problemu z odnalezieniem go. Siedział w swojej komnacie, przeglądając jakieś zapiski.
  Zapukał w drzwi, czekając na odpowiedź. Ta na szczęście przyszła szybko, więc wszedł do sypialni Lajlahela.

  – Możemy porozmawiać? – zapytał demon, stojąc przy wejściu do pomieszczenia.

  – Oczywiście. Poczekaj chwilę, tylko to poukładam. Możesz usiąść na fotelu. – Medyk szybko uporał się ze sprzątanięciem swoich zapisków. Z tego, co wiedział demon, prócz posady medyka, mężczyzna wykładał czasami na akademii. To był naprawdę zaskakujący demon. – Z jakim problemem przychodzisz?

  – Odszedł ode mnie.

  – Przecież stanowiliście idealny przykład dla innych. – Lajlahel zamyślił się na moment, po czym zapytał: – Miał jakiś powód?

  – Podniosłem na niego rękę. – Słowa Lucyfera były tak puste, jakby wcale nie przejmował się tym, co jeszcze nie dawno zaszło.

  – No to sprawa wygląda nieciekawie. Dobrze wiesz, że magowie to najbardziej dumne i obrażalskie osoby.. Nie będzie łatwo.

  – Skąd…

  – Tammuail – odpowiedział Lajlahel, wcinając się w zdanie czarnowłosego demona. – Czasami jest nie do zniesienia, kiedy ma dobry nastrój. Raz między nami doszło do rękoczynów. Pół roku chodził nadąsany i nie pozwalał mi się do siebie zbliżyć… No, ale nie mówimy tutaj o mnie. Wiesz gdzie podziewa się Ayden?

  – Nie.

  – Myślałeś o Powierzchni?

  – Tak, ale teleportacja z dzieckiem. I to bez kręgu. Nie wydaje ci się to zbyt wyczerpujące magicznie?

  – Powiem szczerze, że nie. Ayden wygląda na bardzo silnego maga. Nawet Tammuail to stwierdził, a jednak to on zajmuje się magią. Nie ja.

  – Czyli możemy założyć, że mu się udało?

  – Raczej na pewno. Nie ma co zakładać. Tutaj nie miałby się gdzie udać. A skoro pochodzi z tamtej krainy…

  – A Nasargiel? Przecież on go zabrał.

  – Nie mów o swoim synu jak o rzeczy – zbeształ go medyk. – Powiedziałem ci juz, że jest silnym magiem. Teraz miał dużo odpoczynku, siły mu wróciły. Miał też bardzo silną motywację, jak mniemam.

  – Zaskakująco dużo wiesz. – Demon przez chwilę miał dziwne myśli, ale nie mogły się one okazać prawdziwe. Ayden był jaki był, ale Lucyfer nie sądził, aby rudowłosy mógł go zdradzić.

  – Nie zapominaj, że sam jestem w bliższych relacjach z magiem.

  – Nie podejrzewałbym was o związek. – Czarnowłosy dalej był tym zaskoczony. Przecież Lajlahel wyglądał na dużo dalszego od Tammuaila.

  – Życie lubi zaskakiwać. Cóż, myślę, że pora się pożegnać. Za kilka dni mam wykłady na Akademii Feniksa.

 – Miłej drogi, przyjacielu. – Lucyfer wiedział, że nie zatrzyma go w zamku na dłużej. I tak za długo zatrzymywał go w zamku.

~***~

   Gdyby nie to, że był mistrzem magii to, co właśnie robił mogło się dla niego nie skończyć ciekawie. Teleportacja między światami jednej osoby była wyczynem, a co dopiero dwóch. Rudowłosy był z siebie dumny. Na szczęście pojawił się blisko domostwa wampira, więc mocniej przytulił synka i ruszył przed siebie. Na szczęście, dzięki mieszanej krwi, mała istotka nie miała problemu z przyzwyczajeniem się do klimatu Powierzchni. Aydena zaś ciekawiło, ile nowych, siwych włosów pojawiło się na jego głowie od tego wszystkiego. Wiedział, że od teraz musiał zacząć na siebie uważać. Zaklęcie utrzymujące jego urodę i ukrywające wiek powoli przestawały działać. A on już nie miał nawet siły, aby rzucić na siebie kolejny taki urok. Mógł się przemienić w jakieś inne stworzenie, dla przykładu, w wampira, bo cóż to za problem? Oczywiście żaden, jednakże w takim przypadku wydalono by go z Rady Magów. Jedynie ludzie i elfy mogły być jej członkami, więc Ayden musiał pozostać tym, czym aktualnie był. Do Rady przyjmowano tylko najlepszych magów. Spotykali się raz na jakiś czas i tam omawiali sprawy związane ze światem magii, nowe receptury dekoktów czy po prostu spotykali się ze sobą w rodzinnej atmosferze. Większość znała się jeszcze z czasów nauki w akademiach stworzonych specjalnie dla nich.
  Powoli wychodził z lasu, który przylegał do ziemi jego przyjaciela. Cóż, ciekawe jak wampir zareaguje na to wszystko. Oczywiście wiedział, że demon posłał listy, jednak przeczytać a zobaczyć… Dwie zupełnie różne rzeczy!

  Widział wzrok strażników, kiedy szedł w stronę domostwa. Byli zaciekawieni zawiniątkiem, który niósł na rękach. Nie dziwił im się. Musieli pewnie uznać, że znalazł je w lesie. W końcu miał opinię najbardziej niedostępnej istoty na zamku. Dodatkowo, w końcu będzie widoczne podobieństwo między nim a dzieckiem. Ale teraz, kiedy był tak na prawdę sam… Może powinien związać się z jakimś magiem? Wiedział, że ma powodzenie, więc mógłby spróbować. Szczególnie teraz, kiedy nie wiedział, co czuł do demona. Może nowa osoba pomogłaby mu się z tym uporać.
  Kiedy przechodził przez bramę ukłonili się przed nim. Mimo ciężkiej przeszłości, magowie byli szanowani w większości społeczeństwa. To oni pomagali, kiedy miejscowa ludność nie mogła znaleźć na coś sposobu. Szybszym krokiem pokonał resztę drogi. Nigdy nie rozumiał, dlaczego bramy były tak daleko od drzwi wejściowych. Oczywiście, funkcja reprezentacyjna i tym podobne… Rudowłosy prychnął pod nosem. Uznał, że po powrocie do stolicy porzuci swoje dworskie funkcje i znajdzie jakiś domek na wsi. Chciał wychować syna w jak najlepszych warunkach. Zawsze mógł powiedzieć, że miał żonę, która zmarła przy porodzie. Mieszkańcy wsi nie zawsze reagowali pozytywnie na związki tej samej płci. 
  Pierwszym miejscem, do którego się udał, była jego sypialnia. Zauważył, że od jego podróży do Podziemia nic się w niej nie działo. Kurz był obecny w całym pomieszczeniu. Położył dziecko na posłaniu, a samemu, za pomocą kilku ruchów, doprowadził pokój do porządku. 
  Nagle usłyszał, jak jego synek zaczyna płakać. Szlag! I tak postanowił, że od razu po jego przebudzeniu go przebierze, jednak liczył na spokojniejszą atmosferę. Spodziewał się, że mały był głodny, zaś rudowłosy nie miał nic, czym mógłby go nakarmić. Szybko zmienił pieluchę Nasargiela i wziął go na ręce. Zaczął go kołysać, jednak jego synek dalej płakał. Wypadł z komnaty, szukając którejś ze służek. Na szczęście te krzątały się w okolicach jadalni, więc postanowił zaczepić którąś z nich. Choć te, widząc rudowłosego lorda stojącego przy wejściu do pomieszczenia z dzieckiem na rękach od razu zrozumiały w czym rzecz. Jedna z nich szybko poleciała po kobietę, która niedawno sama urodziła i, z tego co było im wiadomo, miała na tyle pokarmu, że mogła wykarmić chłopca. Ayden nie był specjalnie przekonany, ale w końcu podał kobiecie dziecko, a ta odeszła do innego pomieszczenia. 
  Zmęczony mag oparł się na krześle, ciężko wzdychając. Jeżeli tak miały wyglądać najbliższe kilka, a nawet kilkanaście miesięcy, to Ayden już zaczynał się obawiać. Ale nie widział żadnej rzeczy, przez którą miałby nie dać sobie rady. Teraz tylko musi zakomunikować Vasilijowi, że król będzie potrzebował nowego nadwornego maga.

~***~

  Obudziły go delikatne pocałunki, które poczuł na policzku. Otworzył oczy, spoglądając na lekko uśmiechniętego białowłosego. Wampir przybliżył go bardziej do siebie, wdychając ziołowy zapach włosów małżonka. O cholera, jeszcze chwila i naprawdę go pokocha.

  – Mógłbyś budzić mnie tak na codzień, wiesz? – powiedział cicho ciemnowłosy, przymykając na chwilę oczy. Światło za bardzo przenikało do komnaty, a on nie miał ochoty na nie patrzeć.

  – Za dużo byś chciał.

  – Przecież nie każę ci przynosić śniadania do łoża. Czyżbyś nie chciał, aby twój małżonek zaczynał miło i przyjemnie dzień?

   – Hmm… Nie? – Zaśmiał się Alexander, wtulając się w wampira. Ciekawiło go, czy jego życie wyglądałoby tak samo, gdyby zgodził się na to wszystko wcześniej.

  – Wiedz, że właśnie jestem oburzony twoim zachowaniem!

  Alexander prychnął pod nosem, wplątując się z uścisku Vasilij’a. Przy okazji rzucił w niego poduszką. Białowłosy nie czuł specjalnej różnicy przed i po przemianie. Zastanawiał się, czy powiedzieć o swoich wątpliwościach ciemnowłosemu, jednak po chwili postanowił, że nie będzie go zamartwiał. Przynajmniej na razie. 
  Białowłosy wstał z łóżka opatulony jedynie w cienki materiał, który miał być narzutą na łoże. Ruszył w stronę łaźni, chcąc odświeżyć się po tym wszystkim, co działo się jeszcze niedawno. Cóż, na jednym razie nie poprzestali. Okazało się, że Alexander nie był taki kruchy na jakiego wyglądał, więc dobrze wykorzystali czas. Kilka razy.

  – Gdzie idziesz? – Dobiegł go zaspany głos wampira.

  – Idę posiedzieć w gorącej wodzie.

  – Przy mnie jest wystarczająco ciepło – oburzył się wampir, zwlekając się powoli z posłania. Podszedł do białowłosego, zsuwając materiał z jego ramion. Alexander automatycznie odchylił głowę, co dało starszemu z nich dostęp do jego szyi. Jednak szybko się opamiętał. O nie, nie miał już siły na kolejne uniesienia!

  – Chcę się umyć – powiedział nagle białowłosy obracając się tak, aby stać twarzą w twarz z wampirem.

  – Zawsze mogę ci dopomóc. – Vasilij nakrył usta Alexandra swoimi. Jego ręce powędrowały w dół i oplotły młodszego z nich w pasie.

  – Chodź.

  – No proszę, proszę… Od kiedyś ty taki towarzyski i śmiały?

  – Po prostu nie znasz mojej drugiej strony. A poza tym, ucisz się – zaczął nagle białowłosy, łapiąc go za ręke, aby pociągnąć go w stronę łaźni. – Będziesz się ze mną kochać, a później myć.

  – Godzinę temu miałeś zupełnie inne zdanie na ten temat. Mówiłeś, że wszystko cię boli. 

  – Jak słusznie zauważyłeś, to było godzinę temu.

  Wampirowi nie trzeba było powtarzać więcej niż raz. Szybko znalazł się w pomieszczeniu, odkrecając korki, z których zaraz puściła się woda. W końcu, jak leciało jego zdanie z młodzieńczych lat: „Kto wybrzydza, ten nie pochędoży.” Może nie brzmiało to najlepiej, ale gdyby zmienił jedno z tych słów na „odmawia” mógłby śmiało stwierdzić, że właśnie odkrył nowe, życiowe motto.

Rozdział XXIII

  Elf szybko poczuł się lepiej. Już tego samego dnia wybrał się na krótką przechadzkę po ogrodzie. Ku nieszczęściu białowłosego, jego małżonek nie mógł mu towarzyszyć, mówiąc, że czekała go praca w gabinecie. Alexander rozumiał i chciał pomóc wampirowi w jego zadaniach lecz ten powiedział, że da sobie spokojnie radę, a on powinien się przewietrzyć. Posłuchał Vasilij’a, choć brakowało mu towarzysza rozmów, jakim ostatnimi czasy stał się wampir. Zawsze było to jakieś urozmaicenie przechadzki. 

  Zbliżała się pora obiadu, więc powoli wracał do pałacyku. Ciekawiło go, co dzisiaj wymyśliła kucharka. Bardzo smakowało mu jedzenie, które kobieta przygotowywała. Z tego co wiedział, była ona w połowie elfem, więc dobrze wiedziała, jakie były zwyczaje żywieniowe tej rasy. Wampirowi było to zupełnie obojętne. I tak nie czuł smaku tego, co jadł.

  Białowłosy, wchodząc do jadalni, zauważył niezadowolony, że najwyraźniej będzie musiał jeść w samotności. Rzadko kiedy przytrafiały się takie sytuacje, więc nie był do nich przyzwyczajony. Miał mimo wszystko nadzieję, że wampir pojawi się jeszcze w jadalni. Przecież mógł pochłonąć go wir pracy i nie zauważył, że nastała pora posiłku. Alexander chciał po niego pójść, jednak obawiał się tego, że zaszkodzi mu w pracy, dlatego też nie ruszył się z zajmowanego zwykle krzesła. Co prawda, mógł jeszcze wstać, ale nagle zatrzymała go służka, która postawiła przed nim talerz z mile pachnącą zupą. Od tego momentu, aż do zakończenia posiłku wyjście nie było mile widziane. Oczywiście tylko dla wampirów, którzy nie mieli potrzeb fizjologicznych. A jako że Alexander został małżonkiem jednego z nich,  sam musiał przystosować się do tych zasad. Czasami brakowało mu swojego dawnego życia, ale wiedział, że nie może – ba! Nie ma nawet prawa – niczego zmieniać. W odwiedziny do rodziny mógł udać się dopiero po roku. Czyli brakowało jeszcze ośmiu miesięcy. Dwa zaś zostały do zakończenia ich podróży poślubnej. Dziwił się, że czas mijał mu tak szybko.

  Posiłek, ku swojemu zdziwieniu, pochłonął w ekstremalnie szybkim tempie. Zapewne dlatego, że nic go nie rozpraszało i mógł jeść w spokoju. Prawda jednak była inna. Po prostu chciał iść do gabinetu wampira, aby sprawdzić, czy wszystko z nim było w porządku. Wstał i skinął głową mężczyźnie, który stał tuż obok drzwi. Gdy tylko opuścił pomieszczenie, od razu ruszył w stronę schodów. Przez myśl przeszło mu, żeby dać spokój Vasilijowi, a samemu ruszyć do biblioteki. Ostatnio widział tam kilka ciekawych ksiąg, które chciał przeczytać, jednak nie było ku temu okazji. Coś w głowie podpowiadało mu, że biblioteka będzie lepszym wyborem.

   Żeby tylko wiedział wcześniej, co go miało spotkać.

 

~***~

  Usiadł wygodnie w fotelu, trzymając w ręku książkę. Z tego, co pisało na kilku pierwszych stronach, które zdążył już przeczytać, domyślał się, że była ona czymś w rodzaju pomocy dla istot, mających przemienić się w wampira. Alexander uznał, że bardzo mu się ona przyda, skoro za niedługo on sam stanie się kimś takim, więc chciał dowiedzieć się jak najwięcej. Niektórych rzeczy Vasilij nie mógł mu przekazać, ponieważ sam ich nie przeżył. On nie potrzebował ugryzienia do przemiany – Alexander już tak. Elf zdążył przywyknąć do myśli, kim się stanie, jednak dalej obawiał się tego, w jaki sposób ma się to odbyć. Przeczytał, że to bardzo przyjemne doświadczenie dla obu stron, ale następowało ono tuż po pierwszym stosunku. Kolejne strony przyprawiły go o jeszcze większy strach, albowiem pisało na nich, że tuż po przemianie następuje nagły popęd seksualny, który potrafi być tak silny, że młode wampiry, mimo swojej siły, w niektórych przypadkach ledwo co uchodziły całe. Elf wolał nie wiedzieć, co musiało się wtedy dziać, jednakże chciał być jak najbardziej żywy. Autor nie poskąpił także opisów zbliżeń, które miały bardziej urozmaicić pożycie. Doprawdy, świetna pomoc dla początkujących! Choć Alexander nie mógł ukryć tego, że przez te obrazki stawał się powoli twardy. Cholera! Przecież pn wyobrażał sobie siebie o Vasilij’a w takowych pozycjach. Czasami budził się podniecony, więc uciekał na kraniec łoża, myśląc o najbardziej odrażających rzeczach. Wiedział, że  kiedyś będą kochankami, czasami chciał, żeby już się tak stało, ale nigdy nie miał odwagi, aby zrobić cokolwiek.

Jednakże, gdyby przewrócił jeszcze kilka kartek, dowiedziałby się, że niezależnie od tego, co czuł do wampira i tak czułby podniecenie w niektórych momentach. Jego ciało reagowało tak, ponieważ chciało jak najszybciej przemienić się w o wiele silniejszego wampira.

  Mocno zarumieniony zamknął szybko książkę i odrzucił ją na niewielki stolik. Wolał nie czytać nic więc w tym temacie. Starał się myśleć, że ta książka była przesadzona i nie mógł jej do końca ufać. Dodatkowo, specjalnie zmienił pozycję, w której siedział, chcąc ukryć swoją erekcję. Odetchnął głęboko, uciekając w głąb myśli. Musiał sobie wyobrazić tego obrzydliwego trolla w lawendowej sukni balowej, obszytej drogimi kamieniami. To na pewno mogło mu pomóc.

  – Tutaj jesteś. – Usłyszał głos wampira, opierającego się o jeden z regałów. Podniósł szybko głowę, widząc stojącego Vasilij’a, wpatrującymi się w niego uparcie z podniesioną dodatkową jedną brwią. Nie mówił tego głośno, ale od razu wyczuł stan małżonka. A w głowie układał mu się ciekawy plan. I tak czekał już za długo. – Coś ty tu tyle robił?

  – Czytałem – odpowiedział zgodnie z prawdą elf.

  – Wiesz, że możesz zabierać książki do sypialni? – Alexander chciał zaśmiać się sam z siebie, ponieważ jakoś o tym nie pomyślał. Wampir za to przeniósł wzrok na stolik. Od razu rozpoznał ową książkę. Sam czytał ją wiele lat temu. – Ciekawa lektura.

  – Bardzo pouczająca. Może aż za bardzo – przyznał elf, podnosząc się z fotela. Dalej był zdziwiony tym, co przeczytał. Zegar, który stał blisko drzwi wskazywał godzinę, której sam by się nie spodziewał. Zastanawiał się, kiedy wybiła dwudziesta. – To prawda?

  – To co w niej pisze? Zdarza się, oczywiście. Ale gdzie nie ma jakiś odstępstw od natury? Chyba będę musiał spalić te książki.

  – Dlaczego w niej są kłamstwa?

  – Z tego co pamiętam, nie pisał jej ktoś z naszej wampirzej braci, więc pewnie się pomylił. Wiesz, pytał tam, gdzie nie powinien. Poczekaj chwilę. – Wampir zniknął między zapchanymi regałami.  Elf zawsze był pod wrażeniem tego, jak dużo miejsca zajmowała biblioteka. Co prawda jego rasa również nie miała najmniejszych zbiorów, ale mimo wszystko, to o wampirach mówiono, że mają nadmiar trzech rzeczy: koni, alkoholu i sztuki wszelakiej. Prawda było, że to właśnie ta rasa była znana, jako najwięksi mecenasi sztuki.

  Z ciekawości poszedł szukać wampira, zastanawiając się, jakiej księgi szukał. Znalazł go szybko. Vasilij stał, trzymając w rękach dwie księgi. Elf podszedł bliżej, chcąc zobaczyć, co to były za książki. Jak zauważył, obie były o wampirach. Cóż, jego małżonek musiał pomyśleć, że chciał się przemienić, dlatego był taki skory do pomocy.

  – Po co ci te księgi? – Zapytał białowłosy, zatrzymując się tuż obok niego. Zdawało mu się, że paliła go skóra od samego dotyku. Zaczął zaprzeczać sam sobie. Przecież nie mógł się w nim zakochiwać, a tym bardziej go pożądać, prawda?

 

  – Masz rację – zaczął niskim głosem wampir. – O wiele lepiej będzie ci to zaprezentować – powiedział, rzucając księgi na podłogę.

~***~

  

  Chodził bezczynnie po komnacie. Nie mógł z nim wyjść, ponieważ jego synek smacznie spał w kołysce. Był tak zmęczony ciągłym siedzeniem w pałacu do tego stopnia, że czasami miał ochotę uciec. Niech go cholera trafi, ale jeżeli będzie musiał spędzić tak jeszcze tydzień, to wraca do siebie. Księgi go nudziły, a kiedy chciał zrobić cis, co było dane dla jego profesji, usłyszał od czarnowłosego taki monolog na temat tego, że będąc rodzicem musi na siebie uważać. Lucyfer zdenerwował go do tego stopnia, że za pomocą zaklęcia zmusił demona do milczenia.

  Wolał nawet nie myśleć o swoim narzeczonym, bo od razu wpadł w furię. Pierdolony staruch. Tego mu zabrania, tego nie pozwala, samemu żyjąc sobie pełnią życia. Rudowłosy postanowił, że jeszcze mu pokaże, co dzieje się, kiedy rozzłości się czarodzieja, który przez prawie sto lat babrał się czarną magią. Siedząc w zamczysku, coraz częściej zastanawiał się, dlaczego są w ogóle razem. Przecież gdyby go nie spotkał, może miałby teraz małą, szczęśliwą rodzinę, a nie idiotę, który wiecznie ma o coś pretensje.

  Tak, tak, od ich zaręczyn bardzo dużo się zmieniło. Demon zaczął ignorować maga, co w sumie nie było dla niego jakoś specjalnie odurzających, jednak dziwiło go, dlaczego czarnowłosy odsuwał się od ich dziecka. Magowi wydawało się, że przez kilka nocy demon nie pojawił się nawet w sypialni.  Ostatni raz widział go chyba pięć dni temu, tylko dlatego, że ich syn spał, więc rudowłosy stwierdził, że pójdzie prędko  po jakąś książkę. Skończyło się to ogromną awanturą z demonem, płaczem Nasargiela, wystraszoną służbą, która pierwszy raz widziała tak wściekłe istoty i siwymi włosami pojawiającymi się powoli na głowie maga. Cóż, dla niego czas był mniej łaskawy aniżeli dla niektórych ras, a nie może przeciągać tego, co nieuniknione w nieskończoność. Poza tym, oczywiście, między nimi często występowały spory, ale nigdy do tego stopnia, że rudowłosy został prawie uderzony przez demona. Mag zastanawiał się, gdzie podziała się ta ogromną miłość, która jeszcze niedawno między nimi była.

  Był zmęczony tym wszystkim, a dodatkowo to na niego spadła dosłownie cała opieka nad dzieckiem. Sam nie miał dwustu lat, żeby być na każde, choćby najmniejsze kwilenie dziecka, ale starał się jak tylko mógł.

  Jednak nie miał zamiaru dłużej tego ciągnąć, choć jeszcze kilkanaście minut temu dawał sobie więcej czasu na przemyślenie tego. O nie! On też miał prawo do jakiegoś wypoczynku.

  Szybko przywołał którąś ze swoich magicznych toreb, mieszczących o wiele więcej niż na to pozwalało i miejsce, i maksymalny ciężar. Kolejnym ruchem ręki wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i jego, i dziecka samoczynnie zaczęły wlatywać do skórzanej torby. Kiedy już wszystko było wewnątrz niej, zmniejszył ją i przypiął do paska. Następnie podszedł do kołyski, delikatnie podnosząc dziecko. Na szczęście, wyglądało bardziej jak elf aniżeli jak demon, choć z czasem przejmie dużo więcej z wyglądu drugiego ojca. Oj, Ayden dobrze o tym wiedział. Ale i tak będzie go kochać.

  Kątem oka spojrzał na dłoń. Widział na niej mały krążek. Maga bardzo, ale to bardzo korciło aby go zdjąć i zostawić na nocnej szafce, jednak mając Nasargiela na rękach nie miał zamiaru ryzykować położenia go gdziekolwiek i przedwczesnej pobudki. Zrobił to jednak zaklęciem. Listu zostawiać nie zamierzał. Jeśli demon się zainteresuje, to zacznie go szukać, choć pewnie długo mu to nie zajmie. Nie było przecież wielu miejsc, do których mógłby się udać. Tym bardziej z małym demoniątkiem.

  Zaczął wymawiać szeptem zaklęcie, znikając powoli z pałacu. Dostanie się na Powierzchnię będzie kosztować go większość jego siły, ale nie miał zamiaru dłużej siedzieć w Podziemiu.

~***~

  Kiedy opasłe tomiszcze wylądowały na drewnianej podłodze, wampir zdążył już zachłannie całować białowłosego, który wydawał się przed tym nie bronić. Dziwiło to ciemnowłosego, ponieważ w każdej normalnie sytuacji zostałby odepchnięty. Dłonie zaś znalazły swoje miejsce na wąskich biodrach Alexandra, mocno je przyciskając.  Elf zaś nie dość, że nie robił nic w kierunku przerwania pieszczoty, to dodatkowo zaczął ją oddawać. Trochę nieudolnie, to prawda, ale dla Vasilij’a było to urocze. Jeśli jego mały elfik się dzisiaj nie wycofa, to on będzie skłonny dać mi dużo więcej. A dobrze wiedział, jakie długouche stworzenia były w łożu. Domagały się ciągłej uwagi, pocałunków. Stosunek z nimi był długi i delikatny. Zupełne przeciwieństwo tego, co preferowała jego własną rasa. Wampir jednak nie miał nic przeciwko, w szczególności, że miał pod sobą tak uroczą istotę. Skoro miało mu to przynieść satysfakcję, ciemnowłosy mógłby dbać tak o niego przez cały dzień. Chciał mieć go po prostu jak najbliżej siebie. Gdy oderwali się od siebie, białowłosy zrobił coś, czego sam się nie spodziewał, ponieważ pociągnął siebie i wampira na podłogę. Usiadł na jego nogach, pesząc się zupełnie. Ciemnowłosy nie miał tego problemu i znów zaatakował usta elfa. Białowłosy jęknął, czując jak język męża brutalnie atakuje jego własny. Z nieskrywaną pasją badali swoje usta, nie będąc w stanie się od siebie odsunąć. Namiętność wzięła w górę nad rozsądkiem.

  Nie wiedział, dlaczego reagował tak, a nie inaczej. W ogóle nie chciał go odepchnąć, tylko domagał się więcej. Naprędce zrzucił z siebie górną cześć stroju, kiedy tylko udało im się oderwać od siebie. Białowłosy wiedział, że miał jeszcze dwa miesiące, które obiecał mu wcześniej Vasilij, ale coś chciało, żeby to wszystko stało się właśnie teraz.

  Wampir zafascynowany jeździł palcem po siateczce blizn, które miał na jednym z boków jego partner. Ciekawiła go ich historia, choć nie przypominał sobie, aby widział je wcześniej. Nagle przeniósł zainteresowanie na coś zupełnie innego. Polizał go po szyi, owiewając ją gorącym oddechem, aby zaraz się na niej zassać, pozostawiając na niej mokre ślady. Poczuł, jak białowłosy zarzuca mu ramiona na szyję, przybliżając go do siebie. Ewidentnie się o niego ocierał, domagając się kolejnych działań. Elf nie chciał, aby ciemnowłosy się od niego odsuwał. Dziwił się sam sobie, jednakże to, co robił wampir przysparzało go o szybsze bicie serca i wychodzące z ust jęki. 

  – Nie powinniśmy robić tego tutaj – powiedział cicho Alexander, gdy tylko wampir oderwał się od niego. 

  – Nikt nam nie zabroni – wyszeptał wampir. – Daj się ponieść chwili.

  – Ale… 

  – Nie ma żadnego ale, mój drogi. – Ciemnowłosy złożył pocałunek na jego ustach. Był o wiele delikatniejszy aniżeli poprzednie, ale rozwiał większość wątpliwości, które targały młodszym z nich. 

  Ręce Vasilij’a powędrowały w dół pleców elfa. Drapał go mocno, zdawało mu się, że raz zrobił to do krwi, aby po chwili głaskać białowłosego. Usta zaś znalazły się na sutku, którego atakował mokrym językiem. Jęki elfa zdawały się przybrać na sile, co tylko podniecało wampira, którego członek wyraźnie odznaczał się w spodniach. W pewnym momencie jego dłoń zsunęła się jeszcze niżej, wędrując pod spodnie partnera. Chciał pozbyć się ich, jak najszybciej mógł. Machnął szybko dosyć skomplikowany wzór ręką, by po kilku sekundach mieć przed sobą nagiego elfa. Teraz już na pewno nie mógł mu uciec, choć nie spodziewał się, że ten to zrobi. Zatrzymał wzrok na jego pobudzonej, średniej wielkości męskości. Złapał ją w dłoń, którą zaczął szybko poruszać. Czując nowe doznanie białowłosy zatrzymał na chwilę oddech, a jego biodra bezwiednie poruszyły się do przodu. Po kilku sekundach w pomieszczeniu były wyraźnie słyszalne odgłosy Alexandra, który myślał, że jeszcze chwila, a oszaleje. Na jego szczęście orgazm przyszedł szybko, brudząc podbrzusze elfa, a także dłoń i ubranie czarnowłosego. Białowłosy był cały rumiany na twarzy, a jego kolor przybrał na sile, kiedy widział, jak wampir zlizuje jego nasienie z ręki.

  Drżącymi z niedawnego uniesienia dłońmi zaczął rozpinać czarną koszulę małżonka, by po chwili całkowicie zsunąć ją z ramion. Widział blade, umięśnione ciało i przedramiona pokryte różnorakimi wzorami. Spojrzał w szkarłatne oczy ciemnowłosego, w których widział aprobatę do jego dalszych działań. Czuł się mimo wszystko pewniejszy, wiedząc, że miał przy sobie o wiele bardziej doświadczoną istotę, która w prazie potrzeby na pewno mu pomoże. Dobrał się do paska, przytrzymującego spodnie wampira, jednak napotkał się z problem i nie był w stanie go zdjąć. Przy okazji, jego dłoń przypadkowo zsunęła się na przyrodzenia Vasilj’a, co wywołało sapnięcie z jego strony. Widząc, jak elf gorączkuje się z kawałkiem jego stroju, sam pozbył się ich z siebie, wykonując dłonią tą samą czynność, która wcześniej pozwoliła mu na pozbycie się ubrań z elfa.

  Nie mając zamiaru dłużej się już męczyć z rosnącym podnieceniem, przerzucił dwa ciała tak, aby elf leżał brzuchem na chłodnej podłodze. Wampir wisiał nad nim składając mokre pocałunki na jego plecach, gdzieniegdzie je podgryzając. Śliniąc wcześniej jednej z palców, masował miejsce, w które chciałby już wbijać się czymś o wiele większym. Elf zupełnie się zatracił w podnieceniu, nie wiedząc nawet co się działo z jego ciałem. Kiedy jednak wampir wsunął palec w anus białowłosego, ten zacisnął na nim wszystkie mięśnie. Vasilij szeptał mu do ucha czułe słówka, czekając na moment, aż ciało małżonka przyzwyczai się i rozluźni uścisk. Dalej wszystko potoczyło się o wiele szybciej, a Alexander nie wiedział, kiedy znów stał się twardy.

Kiedy elf był już gotowy do przyjęcia czegoś większego aniżeli palce, wampir uniósł jego biodra, oplatając je mocno ręką. Przystawił swój członek do dziurki białowłosego powoli na nią napierając. Kiedy wszedł cały, dał białowłosemu czas, aby przyzwyczaił się do niego. Wiedział, że mógł być trochę za duży dla młodego kochanka, szczególnie, że ten miał bardzo małe doświadczenie w sferze seksualnej.

   – Jeśli cię boli, możemy przestać.

   – Nie, nie przestawaj. Daj mi tylko chwilę.

   – Dam ci nawet całą wieczność. – Ciemnowłosy powiedział tak tylko dlatego, aby go uspokoić. Tak naprawdę miał cholerną ochotę, aby zacząć się w nim poruszać.

   Po kilku minutach, które były dla niego jak wieczność, poczuł jak Alexander poruszył biodrami, dając mu niemy znak, aby mógł doprowadzić go na szczyt spełnienia. Z początku robił to delikatnie, wbijając się w niego powolnymi, głębokimi ruchami. Jego ręką znów znalazła się na członku męża, chcąc doprowadzić go do kolejnego orgazmu. Słuchał tych jęków i próśb o to, aby kochał się z nim mocniej. Nie mógł odmówić tym błaganiom, dlatego przytrzymał go bardziej, a jego ruchy zmieniły się na płytsze i szybsze. Wbijał się w niego pod różnymi kątami, szukając tego szczególnego punktu. Coraz szybciej poruszał także dłonią, wywołując coraz to głośniejsze jęki elfa. A z każdą kolejną sekundą wampir doznawał coraz większego podniecenia. Wyczuwał płynąca w żyłach elfa krew, która z kusiła go coraz mocniej. Jego kły zaczęły się same wysuwać, a w umyśle krążyła

  – O cholera. – Usłyszał nagle białowłosego, któremu wydawało się, że widzi gwiazdy przed oczyma, kiedy co któryś raz Vasilij trafiał w jakiś czuły, powodujący jego drżenie punkt. – Zrób… tak jeszcze… raz!

   Ciemnowłosy zapewne spełnił żądania swojego młodego kochanka. Choć wystarczyła krótka chwila, aby wykrzykując imię małżonka elf doszedł, zapewniając go o swoim uczuciu do niego. Jakieś dziwnie, niewidoczne wcześniej bariery pękały, a on sam zaczął zakochiwać się w ciemnowłosym. Widok ten połączony z kolejnymi, teraz znów wolniejszymi ruchami sprawiły, że wampir, sapiąc przeciągle wbił się w szyję białowłosego, kosztując jego krwi. Elf poczuł, że coś przebija jego dziąsła, więc syknął przeciągle, czując jednocześnie niewyobrażalną błogość. Kiedy wampir napoił się do tego stopnia, aby czuć się jak nowo narodzony, wysunął się z Alexandra, sadzając go tak, aby ten sam mógł się w niego wgryźć i dokończyć swoją przemianę. Vasilij usiadł jak najwygodniej mógł, odsłaniając swoją szyję. Białowłosy niepewnie spojrzał się na niego. Mimo tego, że pojawiły się u niego kły, co dziwiło go, ponieważ nie czuł bólu takiego, jaki został opisany w księgach.

   – Pij. Nie musisz się bać, nie zrobisz mi krzywdy.

   – Na pewno?

 

   – Nie martw się. A jak będziesz się tak ociągać, to będzie mnie boleć szyja od jej wyginania, mój drogi.

   Białowłosy przybliżył się do niego, usadawiając się na jego kolanach, które stały się ulubionym miejscem do siedzenia dla Alexandra. Przystawił swoją twarz do szyi Vasilij’a, zbierając się nad odwagę. Jeszcze nie pił krwi, więc nie czuł pragnienia z nią związaną, jednak wbił swoje zęby w miękką skórę, czując jak do jego ust napływa krew. Jej smak był odurzający, a Alexander miał problem z oderwaniem się od małżonka. Ten jednak wyczuł odpowiedni moment, aby powiedzieć mu, że powinien przestać. Ten odsunął się od niego i po chwili zapytał:

   – Czyli będę taki, jak ty? – zapytał białowłosy, głaskając palce wampira, które po chwili z nim splótł.

   – Odpowiem ci, jeśli ty odpowiedz na moje pytanie.

   – Zgoda. – Padła odpowiedź po dłuższej chwili. Vasilij w tym samym czasie zdążył posprzątać pomieszczenie i okryć ich biodra jakimś materiałem. Oczywiście za pomocą magii . Bo jakżeby inaczej. Mimo wszystko, ręcznie trwało by to o wiele dłużej, a nie chciał aby służba czyściła miejsce ich połączenia się, czy widziała go nago.

   – Na prawdę coś do mnie czujesz czy tylko krzyczałeś tak w chwili uniesień? – Alexander zarumienił się cały, słysząc to pytanie. Miał osobiście nadzieję, że ciemnowłosy nie skupiał się na dokładnie na jego słowach.

   – Czuję, Vasilij’u. – To od razu dało odpowiedź wampirowi. Białowłosy bardzo rzadko zwracał się do niego po imieniu. Zwykle używał go, kiedy zwracał się do niego z czymś ważniejszym bądź chciał też chciał sprawić mu najzwyczajniejszą w świecie przyjemność. Elfie głosy każde imię wymawiały wdzięcznie i chciało się słuchać ich brzmienia. Z Vasilijem było tak samo, ponieważ uwielbiał każdy moment, kiedy jego młodziutki elf je wymawiał.

   – Czyli mogę ci odpowiedzieć. – Po każdym słowie obcałowywał jego twarz. Teraz, w całej swojej sile dotarło do niego jaką wdzieczną i prawdziwą istotę miał przy swoim boku. – Będziesz wampirem.

   – To dobrze, prawda? – zapytał Alexander, ziewając przeciągle. Nagle odczuł potężne zmęczenie, a oczy już od dłuższej chwili same mu się zamykały.

   – Bardzo, bardzo dobrze. Wręcz idealnie. – Vasilij wziął go w ramiona, wstając z podłogi. Powoli zaczął zmierzać w stronę sypialni, która na szczęście nie znajdowała się daleko. Uśmiechał się sam do siebie, bo wiedział, że najbliższy tydzień będzie na pewno bardzo interesujący w różnego rodzaju przeżycia – Powinniśmy się położyć, nie sądzisz?

   – Mhm – mruknął sennie białowłosy, spokojnie usypiając.

   – Dobranoc, mój drogi.

   – Mhm. – Ten sam pomruk wywołał cichy śmiech ze strony starszego dziwnie spokojnego i rozczulonego wampira.

Rozdział XXII

  

  Vasilij przytrzymywał białe włosy swojego małżonka, wiedząc, że mogło mu to pomóc. Oboje siedzieli na podłodze. Elfowi wydawało się, że wymiotował dalej aniżeli sam widział, choć miał przed sobą metalową miskę. Czuł się okropnie. Wyrzucał samemu sobie, że zgadzał się na kolejne kieliszki. Jeżeli miało to tak wyglądać za każdym razem, to naprawdę nie ruszy już ani grama tego zdradzieckiego napoju. Poczuł, jak wampir wyciera jego buzię za pomocą wilgotnej szmatki. Gdy skończył, odłożył materiał na półeczkę, uśmiechając się pobłażliwie w stronę elfa.

  – A chciałeś wypić więcej.

  – Mów ciszej, proszę. Moja głowa chyba o nic więcej nie prosi – powiedział cicho Alexander, kładąc się na zimnej podłodze. – Jak przyjemnie czuć ten chłód.

  – Jak już skończyłeś, to powinieneś opłukać usta i zjeść trochę mięty. Później możesz pójść się położyć, jest jeszcze wcześnie. Za oknem ledwo co świta, a my i tak udaliśmy się do łoża trochę późno. Przynajmniej wypoczniesz. – Wampir podał mu kubek wody. Przed przemianą sam przeżywał takie męczarnie, kiedy za dużo wypił. Choć w sumie, te u niego były dużo lżejsze.

  – Myślę, że to dobry pomysł. – Elf powoli usiadł na podłodze. Chwycił podany przez ciemnowłosego napój i wypił go jednym tchem. Głowa bolała go niesamowicie, nie wiedział nawet, że istnieje tak tępy ból, jaki go teraz nawiedzał. Oparł się o tors małżonka, który nalał do kubka jeszcze trochę wody.

  – Wypij jeszcze trochę.

  – Mogłeś nie pozwalać mi na wypicie tego wina.

  – Nie narzekaj, mój drogi. I tak w końcu byś je wypił. Będziesz jeszcze wymiotować?

  – Raczej nie. Mam przynajmniej taką mam nadzieję. Mógłbyś? – Elf wyciągnął ręce w stronę Vasilij’a.

Wampir objął Alexandra ramieniem, pomagając mu wstać i dotrzeć do łoża. Położył go na miękkim posłaniu, przykrywając szczelnie kołdrą. Wiedział, że większość elfów źle reagowała na dużą dawkę alkoholu, wykluczając wuja białowłosego, który prawie w ogóle nie miał z tym problemów. 
Mimo wszystko stan jego małżonka wcale mu się nie podobał. Miał nadzieję, że nie będzie musiał wzywać medyków. Ale czas pokaże. Z dnia na dzień chciał być bliżej niego, a i tak posunęli się daleko w przód jeżeli chodziło o relacje między nimi.

  – Powiem służbie, aby ktoś pojawił się z miętą i herbatą. – Ciemnowłosy złapał Alexandra za dłoń, całując jej wierzch. – Wypoczywaj, mój drogi. Wrócę za chwilę.

  Vasilij wyszedł z pomieszczenia, zostawiając białowłosego samego. Elf zamknął oczy, próbując zdrzemnąć się jeszcze przez chwilę, jednak sen nie nadchodził. Podniósł się do pozycji półleżącej, czekając, aż wampir powróci. Dalej było mu niedobrze, choć i tak czuł się lepiej aniżeli kilkanaście minut wcześniej. Cieszył się, że wampir był przy nim i zadbał o niego, kiedy tego potrzebował. Wpatrywał się w przestrzeń za oknem, podziwiając zielenie ogrodu. Codziennie chodził wokół tych krzewów i drzew. Mimo godziny i swojego stanu, chciał się po nim przejść, wiedząc, że mógłby poczuć się lepiej za sprawą świeżego powietrza. 
Ku jego własnemu zdziwieniu, nagle poczuł się senny. Kiedy ułożył się w jak najwygodniejszej pozycji, aby móc odpłynąć w krainę Morfeusza, czuł, że czegoś mu brakowało. Przekładał poduszkę to z prawej strony na lewą; niżej albo wyżej. Rzucał się po łożu, szukając jeszcze lepszego miejsca do odpoczynku. Naprawdę chciał zasnąć. 
Wtem do komnaty wrócił wampir, niosąc na niewielkiej tacy filiżankę z parującą cieczą i liśćmi mięty obok niej. Widząc dziwne i niezrozumiałe dla niego zachowanie elf, zapytał:

  – Alexandrze, dobrze się czujesz?

  – Tak, tak – odpowiedział trochę ociężale. – Nie potrafię znaleźć sobie odpowiedniej pozycji do snu. Zdaję mi się, że czegoś tutaj brakuje.

   Wampir szybko zdał sobie sprawę z tego, czego, a może raczej kogo brakuje, aby elf mógł spokojnie zasnąć. Odstawił tacę, podając jednak napar białowłosemu, który wypił połowę jednym tchem. Później podał zielone listki. Alexander szybko je zjadł, kładąc znów głowę na białej poduszce. Vasilij zaś zrzucił obuwie i szlafrok, w który prędko się ubrał, kiedy usłyszał agonalne dźwięki dochodzące z łazienki. Następnie zaś wskoczył pod pościel, pozwalając, aby elf się na nim ułożył. Tak, jak spodziewał się wampir, jego małżonek w przeciągu kilku minut spał już głęboko. Przyciągnął go bliżej siebie, wdychając przyjemny zapach jego włosów. 
  Jeszcze tylko kilka dni i będziesz mój – pomyślał ciemnowłosy, odpływając w głąb swoich myśli.

~***~

  Od kilku dni blondyn pomieszkiwał w lesie, ale obiecywał sobie każdego wieczoru, że o poranku uda się w swoją stronę, wracając do rodzinnej posiadłości. Głównym powodem, przez który opóźniał swoją podróż, był Pan Lasu, aktualnie rozpalający ogień w kominkach rozmieszczonych po całym domu. Fabian, jako że nie miał zamiaru spędzać czasu samotnie, z chęcią pomagał mężczyźnie, choć głównie dotrzymywał mu towarzystwa, opowiadając różne historie. Starszy elf mimo surowego wyrazu twarzy, słuchał ich z przyjemnością. Blondyn miał melodyjny i przyjemny dla ucha głos, choć nie dziwiło to mężczyzny. Sam też posiadał głos, którego lubiano słuchać. Jako elfy oboje posiadali takie, a nie inne cechy. 
Zdawało się, że nie dostrzegali tego, jak szybko przyzwyczaili się do życia ze sobą. Większość obowiązków wziął jednak na siebie pan domu. Fabian nie protestował, choć i tak w wielu rzeczach starał się w jakimś stopniu pomóc.

  – No, skończone – powiedział mężczyzna, wycierając dłonie o niewielką szmatkę. W kominku wesoło trzaskał ogień, a oni się w niego wpatrywali, stojąc w ciszy.

  – Nauczysz mnie kiedyś tego? – Nagle padło pytanie ze strony blondyna.

  – Rozpalania ognia? Dobrze. – Mężczyzna zamyślił się na moment, po czym dodał: – Chciałbyś tu zostać, skoro wybiegasz tak w przyszłość?

  – Nic nas nawet nie łączy, więc nie widzę ku temu powodu.

  – Możesz zostać. Przyjemniej jest mieć jakieś towarzystwo i mieć z kim porozmawiać.

  – Mam swoje obowiązki. U siebie.

  – A jeśli przekonam cię, abyś ze mną został?

  – Zawsze możesz spróbować.

  – Od kiedy mogę zacząć?

  – Nawet i od teraz – powiedział blondyn, wpatrując się w oblicze drugiego elfa.

  Nagle czarnowłosy znalazł się bliżej niego i musnął jego usta. Zdezorientowany młodzieniec nieświadomie odpowiedział na pieszczotę ze strony mężczyzny, co dało mu nieme pozwolenie do dalszego działania. Wpił się mocniej w wargi elfa, który wczepił się w białą koszulę czarnowłosego, przybliżając go do siebie. 
Kiedy oderwali się od siebie, mężczyzna zapytał:

– Zostaniesz?

– Zostanę. Nie wiem na ile, ale zostanę – wyszeptał blondyn, ciągnąc swojego towarzysza w stronę dywanu ze skóry niedźwiedzia.

~***~

  Lucyfer gładził swojego przysypiającego kochanka po głowie i plecach, czytając równocześnie książkę. W takich momentach, chciał zatrzymać czas na wieczność. Cieszył się, że mógł budzić się obok rudowłosego i zapewniać go o swojej miłości. Po ataku i niespodziewanym dziecku wiele się w nich zmieniło. Poznawali siebie samych na nowo, ciesząc się każdą wspólną chwilą. Te wszystkie sytuacje w jakiś sposób ich zmieniły. W pomieszczeniu było cicho, a mężczyźni rozkoszowali się spokojem, który panował wokół nich. Od kilku dni demon zajmował się mniej czasochłonnymi zajęciami, aby jak najszybciej wracać do swojego dziecka i kochanka, co jednak nie zawsze mu się udawało. Czarnowłosy zaczął drapać lekko mężczyznę, wiedząc, jak bardzo ten to uwielbiał. Jak na razie, mag nie ściął swoich włosów do odpowiedniej długość, co cieszyło Lucyfera. Osobiście uważał, że było mu w nich do twarzy. Zresztą i tak będzie w stanie pogodzić się z każdą fryzurą kochanka. 
  Otoczony miękkimi poduszkami rudowłosy leżał na brzuchu z zamkniętymi oczyma, mrucząc z przyjemności. Tęsknił za takimi przyjemnościami z samego rana, jakimi uwielbiał raczyć go demon. Zastanawiał się, jak mógł przeżyć bez tego przez tyle lat. Przecież to było takie przyjemne! 
Minęło kilka dni od kiedy wybudził się ze śpiączki i chciał za niedługo odwiedzić swoich przyjaciół z Powierzchni. Nasargiel był właśnie u swojej mamki, która miała go nakarmić. Później wracał do swoich rodziców, a zwykle już o takich porach Ayden’a, którzy zajmowali się nim aż do następnego karmienia. Medyk uparł się, aby dawać dziecku naturalny pokarm. Ku jego ucieszeniu, mężczyźni się z nim zgodzili. 
Nagle, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, demon przeniósł swoją dłonią niżej, kładąc ją na pośladku maga, po którym jeździł kciukiem. Prawdę mówiąc, skupił się bardziej na nim aniżeli na książce. Rudowłosy podniósł niechętnie głowę, zastanawiając się, co wymyślił czarnowłosy. Jeżeli chciał zwrócić na siebie uwagę, to jak na razie świetnie mu wychodziło. Jednak widząc, że mężczyzna stara się z marnym skutkiem skupić nad książką, chciał się zaśmiać.

  – Musisz być niesamowicie wyposzczony, skoro trzymasz swoją rękę na moim pośladku, będąc przy okazji tak bardzo zaaferowany książką – prychnął mag, przewracając się na bok. Demon położył lekturę na stoliczku obok niego, wkładając wcześniej między strony kawałek pergaminu. Uśmiechnął się do siebie, gdy nagle przyszła mu do głowy myśl, że rudowłosy przypomina mu kota. Pochylił się nad kochankiem, składając pocałunki na jego twarzy.

  – Przy tobie zawsze jestem wyposzczony, skarbie. Mógłbym cię brać przez cały czas, a dalej miałbym niedosyt twojej osoby – wyszeptał niskim, seksownym głosem.

  – I jeszcze nic w związku z tym nie zrobiłeś? Czuję się urażony.

  – Chcesz żebym to zrobił?

  – Inaczej bym cię nie kokietował, a ty doskonale o tym wiesz.

  Lucyfer zachłannie wpił się w usta maga, dając mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru się powstrzymywać. Mag był z tego faktu całkiem zadowolony, więc poddawał się wargom i dużym, ciepłym dłoniom czarnowłosego. Całowali się póki rudowłosemu nie zabrakło tchu. Ręce demona wędrowały po ciele maga, choć najczęściej zatrzymywały się przy twardniejących sutkach ukochanego. Wszystkie jęki rudowłosego zostały jednak zniekształcone przez napierające na jego usta wargi demona. Czarnowłosy za pomocą opuszków palców uczył się na nowo każdej krzywizny i wystającej kości jego ciała. Odsunął się na chwilę od niego, przewracając ich obu tak, aby Ayden siedział na jego udach. Mag wplótł swoje palce w czarne włosy kochanka, rozwiązując przy okazji wstążkę. Demon głaskał go po nieogolonym policzku. Ayden stwierdził, że w taki sposób będzie wyglądał dojrzalej. Poza tym, chciał zobaczyć jak wygląda w wąsach i brodzie. 
  Wtem, zupełnie niespodziewanie, do komnaty wpadł medyk, niosąc w rękach ich dziecko. Zupełnie nie przejął się sytuacją, która rozgrywała się tuż przed nim. Mężczyzna przywitał się z pozostałą dwójką i poinformował o doskonałym zdrowiu dziecka. Rosło jednak szybciej niż dzieci z Powierzchni, co zawdzięczało krwi demonów.
  Mag wstał szybko z łoża, aby odebrać od Lajlahela swojego synka. Chwilę później medyk zniknął, mówiąc, że pracuje nad czymś ważnym, więc przyjdzie na pogaduszki w innym czasie. Dziecko spało spokojnie w ramionach rudzielca, a tuż za nim pojawił się demon. Objął mężczyznę w pasie, kładąc brodę na jego ramieniu.

  – Jak on szybko rośnie – powiedział cicho mag. – Dalej nie potrafię do tego przywyknąć.

  – W końcu ci się uda. Plusem jednak jest to, że szybciej stanie się bardziej samodzielny aniżeli jest teraz.

  – Zapewne masz rację.

  – Wiesz, brakuje mi jednej rzeczy.

  – Jakiej? – zapytał cicho Ayden.

  – Wyobrażam sobie moment, kiedy będziesz budzić się przy mnie do końca życia, mając gromadkę dzieci… Ale nie jako mój ukochany, tylko mój mąż. Byś zasiadał ze mną na jednym tronie.

  – Czy ty właśnie mi się oświadczasz?

  – Owszem.

   W zielonych oczach maga pojawiły się łzy. To był jeden z najszczęśliwszych momentów jego życia. Położył dziecko na łóżku, aby po chwili wpaść w ramiona narzeczonego.

Rozdział XXI

Zszokowany Lajlahel nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Przecież to było nie do pomyślenia. Organizmy różnie reagowały na leki, to prawda, ale nie sądził, żeby same wywoływały porody. W co się do jasnej cholery wpakował.

– Jakim cudem!? Jest za wcześnie! – wykrzyknął mężczyzna, idąc szybkim krokiem tuż za magiem. Zauważył jednak minę drugiego mężczyzny, która dobrze zdradzała, że na pewno nie doszło do tego na drodze natury. Przecież zostało prawie dwa miesiące do rozwiązania.

– No cóż… Powiedzmy, że jedno zaklęcie wymknęło się spod kontroli, tak jakby ciało, albo płód, tego mężczyzny chciało się przed nim bronić.

– Ty kretynie! Mówiłem, że masz wszystko konsultować ze mną.

– Jak konsultuję, to zwykle kończy się to jeszcze gorzej i nie krzycz po mnie, bo ci nie pomogę.

– Nie musisz mi asystować. Naprawdę. Znowu muszę coś po tobie naprawić.

– Czy istnieje prawdopodobieństwo, że umrą? – Do rozmowy wtrącił się nagle Lucyfer, u którego słychać było zdenerwowany tony w głosie.

– Nie wiem, co za zaklęcie rzucił. Ale zapewne nic szkodliwego, jednakże organizm mógł różnie zareagować. Dlatego dzieci z mieszanych par są takie ciężkie do wybadania dokładnych cech i trudne do prowadzenia całego procesu.
– Postaraj się, żebym zobaczył jeszcze tą dwójkę żywą, co?
– Zrobię co w mojej mocy. – W trójkę powoli zbliżali się do komnaty. Mimo wszystko medyk nie wpuścił władcy do środka. Powiedział, że chce przeprowadzić wszystko w spokoju. Maga wziął tylko dlatego, że ten mógł podtrzymać czynności życiowe, gdyby stało się coś, co nie powinno się wydarzyć. Na szczęście wszystkie narzędzia zostawił w komnacie, w której zamknął, a nawet i zaryglował drzwi. Zdążył się już poznać na czarnowłosym demonie, więc wiedział doskonale, że ten będzie chciał zobaczyć co się dzieje. Tak przynajmniej miał chwilę spokoju, więc mógł przystąpić do wykonania zabiegu.
Obiecywał sobie, że kiedy wróci do swojej wioski zamknie się w swojej pracowni na najbliższe kilka tygodni.

~***~

Zupełnie nie rozumiał, co działo się wokół niego. Świat wydawał się być bardziej radosny i kolorowy. Czuł się lekko. Niczym mały, słodki motylek. Śmiał się, nie wiedząc nawet, dlaczego to robił. Chciał sięgnąć po szklany kieliszek, jednak został zabrany przez ciemnowłosego. Białowłosy stał się smutny, ponieważ miał ochotę na więcej wina. Zasmakowało mu, choć sądził, że nie powinno. Ale po nim robiło mu się ciepło. A jakie ukojenie wewnętrzne czuł!

– Dla.. Dla.. Dlatego zabłałeś mi kie..eliszek? – wybełkotał elf, próbując podnieść się z fotela. Upadł jednak na niego z powrotem, śmiejąc się sam z siebie.

– Zapomnij. Jesteś tak pijany, że zastanawiam się, kiedy zaczniesz wymiotować.

– A wszale, że nie. Szuję się dobrze. Oddaj mi go. – W tym momencie zdawało się, że całe elfie wychowanie wraz ze sławetną dumą tejże rasy ulega zupełnej degradacji.

– Nie. I tak wypiłeś za dużo.

Alexander rzucił coś pod nosem i odwrócił głowę w stronę łoża. Zupełnie nie miał pojęcia, która była godzina, ale zdawało mu się, że powinien się położyć. Jakby się tak zastanowić, to może i był nawet śpiący. Oparł się o swoją dłoń i zamknął oczy, stwierdzając, że nie miał ani siły, ani ochoty, aby przenieść się na łoże. Tutaj było na pewno tak samo wygodnie.
Wampir jakby zauważył, że jego małżonek zaczyna powoli opadać z sił. Podniósł się z miękkiego fotela i podszedł do białowłosego, aby podać mu pomocną dłoń. Dobrze wiedział, że elf na pewno nie dostanie się sam do łoża. Musiał stanowczo zapamiętać, aby nie dawać elfowi więcej alkoholu. Przynajmniej przed jego przemianą.
Alexander zaś zdawał się go ignorować, jednak Vasilij nie miał ochoty bawić się z kimś, kto pierwszy raz się upił, dlatego bez uprzedzenia podniósł go i zaczął prowadzić w stronę posłania. Białowłosy starał się buntować i wyrywać, ale nie miał najmniejszych szans w starciu z ciemnowłosym. Nie miał ich nawet wtedy, kiedy był trzeźwy. Nawet kiedy znalazł się w wygodnym łożu, narzekał cicho na to, jak bardzo wampir o niego nie dbał, albowiem nie chciał dać mu alkoholu. Ciemnowłosy znudził się ciągłym narzekaniem swojego małżonka, dlatego przylgnął do jego warg, uciszając pijanego elfa. Białowłosy chciał odepchnąć wampira, jednak ten nie dawał za wygraną. W końcu elf uległ mężczyźnie pozwalając, aby ten przejął całą inicjatywę, co i tak zawsze robił. Ciemnowłosy jednak odsunął się z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.

– Dobranoc – rzucił wampir, kładąc się swoim miejscu. Zgasił świece jednym machnięciem ręki powodując ciemność w całej komnacie. Mimo swoich wcześniejszych postanowień, stwierdził, że chyba częściej będzie dawał białowłosemu alkohol. Upewnił się w tej opinii, kiedy elf przylgnął całym ciałem do mężczyzny, który złapał go za dłoń.
Cóż, wampira ciekawiło, z jak wielkim bólem głowy obudzi się jego małżonek. Zaśmiał się cicho, układając się wygodniej na łożu. Tak… Poranek na pewno będzie należał do jednych z najzabawniejszych w jego życiu.

~***~

Chodził po korytarzu. Tam i z powrotem. Zdawało się, że w dywanie wydeptał ślady swoich butów. Ale lepsze było to, aniżeli momenty, w których próbował siedzieć. I robił tak od kilku godzin, ponieważ nie mógł wejść do komnaty, w której znajdował się rudowłosy wraz z magiem i medykiem.
Zdążył nawet udać się do swojego gabinetu, gdzie napisał stosowny list wyjaśniający całą sytuację, który miał zostać przekazany przyjaciołom Ayden’a. Mimo tego, że w Podziemiu czas płynął szybciej aniżeli w innych krainach to czarnowłosy uważał, że i tak musiało upłynąć wystarczająco dużo czasu, aby i tam mogli zacząć się o niego zamartwiać. W końcu rudowłosy nie należał do jego krainy. Przynajmniej miał go przy sobie dłużej niż kiedykolwiek wcześniej, choć przy jego aktualnym stanie wolał o wiele bardziej czasy, kiedy widział go raz na kilkadziesiąt lat w pełni zdrowia i sił.
Z pomieszczenia, które stało się wręcz jego obsesją, dochodziły ledwo słyszalne dźwięki. Był już zmęczony całym tym czekaniem i zamartwianiem się, ale nie miał zamiaru rezygnować. Przecież tu chodziło o jego rodzinę. Cóż, mimo że Ayden niekoniecznie tą rodziną był. Od lat żyli w związku, ale nie posunęli się dalej. Ani okresu narzeczeństwa, ani ślubu. Demon postanowił, że jeżeli rudowłosy wyjdzie z tego zamieszania cało zmieni wszystko. Poczynając od tego, że musiał lepiej zapieczętować swój związek. Miał poza tym nadzieję, że fakt jego ojcostwa nie wyjdzie na światło dzienne zbyt szybko, ponieważ mogliby uznać je za bękarta. Mimo tego, że wiele osób w ich królestwie miało dzieci z nieprawego łoża, to jednak dla władcy równało się to z dyshonorem przeciwko swojej rodzinie. Inaczej miała się sprawa, kiedy dziecko urodzone zostało na wojnie. Ale zwykle było to dozwolone w małżeństwa, gdzie para była różnej płci. Kobiety zwykle pozostawały wtedy w domostwach, a mężczyzna swoje potrzeby miał. Zaś kiedy było to małżeństwo, w których partnerzy byli jednej płci, bękarty były postrzegane jako coś poniżającego dla drugiej osoby, ponieważ dla ogółu znaczyło to, że mężczyzna nie jest już zainteresowany swoim małżonkiem. Dlatego też czarnowłosy musiał coś szybko wymyślić.
Według demona te wszystkie zasady były dziwne i śmieszne, jednakże nie mógł nic z nimi robić. Stary kodeks jak powstał tysiące lat temu, tak funkcjonował do dzisiaj w niezmienionej formie.
Spędził już chyba szóstą godzinę, czekając pod dębowymi drzwiami. To wszystko trwało zdecydowanie zbyt długo, a kiedy próbował zapukać do drzwi, poraziło go coś, co było bardzo podobne do pioruna. Zapewne musiała to być sprawka maga, który miał zatrzymać go na korytarzu. Wolał więc nie dobijać się do drzwi, ponieważ już za pierwszym razem na jego dłoni pojawiła się nieprzyjemna w wyglądzie rana. Nie miał już pojęcia, czym mógł się zająć, aby zapełnić sobie czas. Za listy nawet nie miał zamiaru się brać, ponieważ mogło się to nie skończyć najlepiej dla adresata. Chyba pierwszy raz w jego życiu, czas tak niesamowicie się dłużył. Spoglądając na zegar, zauważył, że powoli zbliżała się północ. Obiecał sobie, że jeżeli kiedykolwiek będzie musiał przeżywać coś podobnego, będzie chciał wejść do komnaty. Nawet używając siły.
Wtem, co niezmiernie go zaskoczyło ale i zarazem ucieszyło, drzwi otworzyły się, a przez nie przeszedł Lajlahel, wyglądający tak, jakoby sam stoczył niemałą bitwę bądź też został staranowany przez stado ogromnych, dzikich zwierząt. Widać, że był wymęczony, ale uśmiech wymalowany na jego twarzy mógł świadczyć o tym, że wszystko powiodło się zgodnie z planem.

– Chodź. Kolejnej godziny chyba nie wytrzymasz. Tylko nie zamęcz tej dwójki – rzucił medyk, wracając do komnaty. Demon dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że z pomieszczenia dobiegał głośny płacz, który po chwili ustał. Szybkim krokiem ruszył za mężczyzną.
Zauważył wiele plam na podłodze. Od razu zorientował się, że była to krew. Zdawał sobie sprawę z tego, że przy takich zabiegach nie powinno to być niczym dziwnym. Widział, jak medyk wraz ze swym kompanem doprowadzają do porządku pomieszczenie czy to za pomocą własnych rąk, czy też i magii.
Zignorował ich jednak, kiedy zauważył wychudzonego rudowłosego z wielkimi sińcami pod oczyma, trzymającego na rękach małe zawiniątko. W przeciągu kilku sekund, czarnowłosy siedział już na łożu, wyczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony Ayden’a. Nie zarejestrował nawet momentu, w którym dwójka mężczyzn opuściła pomieszczenia, dając im możliwość do swobodnej rozmowy.

– Witaj wśród żywych, śpiochu. Potrzebujesz czegoś? – Ayden pokiwał głową w zaprzeczenie, a Lucyfer przybliżył się do niego, aby pocałować go w czoło. – Widać, że ktoś wdał się w ciebie. Tych włosów nie idzie pomylić.

– Udał nam się, prawda? Taki uroczy. Ale jak damy mu na imię, Lucyferze? Brakowało mi ciebie przez ten czas, choć słyszałem wszystko, co działo się przez cały ten czas.

– Jak tylko zechcesz. – Jedną ręką gładził go, po dłuższych aniżeli wcześniej, włosach. Sięgały powoli połowy pleców. Dobrze wiedział, że prędzej czy później rudowłosy je zetnie.

– Co sądzisz o Nasargielu? Chciałbym, abyśmy podjęli wspólną decyzję. Gdzie ja jestem? – zapytał ten słabym głosem, choć domyślał się swojego położenia. Podał przy okazji zawiniątko swojemu ukochanemu, który zapewne nie mógł doczekać się momentu, kiedy będzie mógł trzymać swojego pierworodnego. Mężczyzna, widząc swojego następcę kipiał dumą. Widać, że miał wiele cech po Aydenie, jednak co nieco od niego także dostało się dziecku; lekko szpiczaste uszka i nosek.
Czarnowłosy miał jednak nikłą nadzieję, że odziedziczył z niego więcej charakteru aniżeli z wyglądu.

– W moim pałacu. – Czarnowłosy, widząc jak mag męczy się, będąc w pozycji siedzącej, pozwolił mu wygodnie ułożyć się na swoich nogach. – Odpoczywaj. Potrzebujesz tego. Zobaczysz, że opieką nad dzieckiem porządnie nas wymęczy.

– Przecież wypocząłem na najbliższe sto lat.

– Bezczynność również męczy. Poza tym, mamy noc. Powinieneś przywyknąć na nowo do niektórych zwyczajów. Zostanę tutaj, jeżeli będziesz się czuł lepiej.

– Naprawdę? – W oczach rudowłosego widziały łzy, które udało mu się powstrzymać. Od lat nie uronił z siebie ani jednej, to mimo, że cała sytuacja zaczynała go przerasta, to również bardzo się cieszył z tego, iż miał synka z osobą, którą kochał.

– Oczywiście.

Nagle usłyszeli ciche stukanie do drzwi, aby po kilku sekundach pojawił się w nich Lajlahel odziany w świeże ubrania. Wyglądał tak, jakby wrócił z wakacji. Lucyfer był ciekaw, jak medyk to robił, ponieważ nie był to pierwszy raz, kiedy po ogromnym zmęczeniu, wracał nagle do pełni sił.

– Muszę zabrać waszego syna. Badania, wypadałoby go nakarmić, gdyby się obudził … Tak, tak, znaleźliśmy mamkę… Poza tym, sądzę, że chcielibyście odpocząć.

– Gdzie będziecie ulokowani? – zapytał nagle rudowłosy, zrywając się ze swojego miejsca, nie będąc zachwycony tym, że ktoś zabiera jego dziecko.

– Dwie komnaty na lewo od tej – powiedział medyk, zabierając od czarnowłosego niemowlę. – Życzę miłej nocy.

Medyk zniknął tak szybko, jak wcześniej się pojawił. Mimo, że to właśnie on powinien wyglądać najgorzej ze wszystkich, zdawało się, że tryskał on energią. Rudowłosy podniósł się, aby spojrzeć twarz demona, który wyglądał tak, jak gdyby oddanie dziecka mężczyźnie nie było niczym strasznym. Czarnowłosy jakby wyczuł podświadomie zmartwienia swojego kochanka, dlatego zgarnął go w ramiona, mówiąc:

– Nie martw się. Przez ostatnie kilka miesięcy opiekował się tobą.

– Od kiedy zrobiłeś się taki przyjazny dla innych? – Mężczyzna wyrwał się z objęć demona

– O co ci chodzi? Mógłbyś mi to wytłumaczyć?

– Nie ważne. Chcę wrócić do siebie.

– Jesteś u siebie, mój aniele. Możemy zmienić coś w wystroju, jeżeli czujesz się niekomfortowo.

– To nie jest mój dom. Wracam na powierzchnię. Z Nasargielem. – Mag powoli zaczął wstawać z łoża, aby pójść w stronę komnaty, w której mógł się wykąpać. Wiedział, że nie był brudny, ale mimo wszystko chciał się dokładnie wyszorować. Na szczęście, dzięki magii mógł od razu wyjść z łóżka. Nie miał żadnych zaleceń czy zakazów po wszystkim tym, co działo się z nim przez ostatni czas, co niezmiernie go cieszyło. Nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że zranił dumę demona. I to bardzo.

– Powiesz mi chociaż, dlaczego chcesz to zrobić? Co, masz mnie dość po tych wszystkich latach? A może przestałem ci wystarczać, dlatego pojawiłeś się kilka miesięcy temu w Podziemiu?

– Daj mi spokój! – krzyknął Ayden, opierając się bezsilnie o ścianę, a na jego policzkach zaczęły pojawiać się łzy. – Powiedziałem, jutro już mnie tu nie będzie. Chyba za bardzo się różnimy.

Czarnowłosy znowu został postawiony przed problemem. Chciał powiedzieć, żeby odszedł. Że nie zależy mu na nim. Ale kiedy widział te mizerne ciało odziane jedynie w ciemne, o wiele za luźne spodnie i mężczyznę, który był na skraju histerii i załamania jednocześnie, poczuł, jakby zakochiwał się w nim na nowo. To była ta strona osoby rudowłosego, której nigdy nie widział. Dumny, często wyniosły, zawsze elegancki. Te słowa zupełnie nie pasowały do tego, co widział teraz przed sobą. Czuł, że mag potrzebował wsparcia, a to właśnie demon, jako jego partner był odpowiedzialny za to, aby mu je zapewnić.
Zerwał się z posłania, aby w kilku krokach znaleźć się przy rudowłosym. Przytulił go tak mocno, na ile pozwalał mu stan ukochanego. Zastanawiał się, jak mógł być tak głupi, aby przez wahania humorem rudowłosego zniszczyć cały swój związek. Przecież nie przeszedł ciąży tak, jak powinien, więc pewne symptomy mogły u niego pozostać.

– Ja… Ja przepraszam. Nie zostawiaj mnie, proszę. Nigdy – wyszeptał drżącym głosem mag, wczepiając się w koszulę demona.

– Nawet o tym nie pomyślałem. Za bardzo mi na tobie zależy. – Lucyfer znów złożył pocałunek na jego czole, gładząc przy okazji plecy rudowłosego. Dał mu czas na to, aby mógł się uspokoić, co szybko przyniosło zamierzony elekt. – Wróć ze mną do łoża, jesteś zmęczony.

– Wykąpiesz mnie najpierw? Chcę poczuć twoje ręce na moim ciele.

– Zróbmy to rano. Teraz chcę trzymać cię w ramionach, wiedząc, że w końcu do mnie wróciłeś.

– Lucyferze? – odezwał się cicho po chwili Ayden.

– Tak?

– Kocham cię. Chyba aż za mocno, bo doprowadzasz mnie do pieprzonego szaleństwa.

– Ależ spokojnie. Ja na pewno kocham cię o wiele mocniej.

Rozdział XX

Nie zauważył, kiedy znalazł się w gorącej wodzie. Musiał usnąć, podczas gdy wampir niósł go w czasie podróży do domu. Może i nie zostałby przez niego noszony, jednakże w pewnym momencie zemdlał, więc Vasilij nie zamierzał ryzykować. Przynajmniej teraz wampir był pewien, że ma przy sobie swojego małżonka. Nie przyznawał się sam przed sobą, ale cieszył się z jego powrotu. Tęsknił za nim i chyba zaczynał się do elfa przywiązywać. Tym razem nie czuł jednak tej samej irytacji, jaka pojawiła się, kiedy Fabian był tuż obok niego. Czuł, że teraz jest przy nim właściwa osoba.
Wcześniej zdążył go jeszcze porządnie napoić, nie mając zupełnego pojęcia w jakim stanie znajdował się Alexander. Poza tym, jego małżonek zdawał się być jeszcze chudszy aniżeli wcześniej. Gdyby tylko zamienił go w wampira nic takiego by się nie stało, ale, co nawet i Vasilij’a dziwiło, liczył się ze zdaniem elfa, dlatego też postanowił się wstrzymać do czasu, aż ten nie da mu jakiś wyraźnych znaków.
Wampir podniósł dwie rzeczy z ziemi przygotowane wcześniej przez służbę, według której były typowymi przedmiotami dla kąpieli białowłosego księcia. Ciemnowłosy myślał, że będzie tego o wiele więcej, a nie gąbka i olejek. Zwykle on sam używał jeszcze kilku, nawet i kilkunastu, rzeczy, więc to, co widział przed sobą było prawie jak nic.
Białowłosy za to poczuł, jak ktoś delikatnie zmywa brud z jego ciała. Nie oponował. Nie miał nawet na to siły. Pozwolił na to, rozkoszując się ciepłem, jakie przynosiła woda. Oparł się o brzeg wanny, wdychając zapach olejków.

– Jak się czujesz? – Dobiegł go nagle znany głos. Otworzył oczy i odwrócił się, aby spojrzeć na wampira, kucającego przy nim z niewielką gąbką w dłoni. Zarumienił się, zdając sobie sprawę z tego, kto był z nim przez cały ten czas, zapewne widząc dodatkowo jego okropne, zmarniałe ciało.

– Chyba dobrze, choć jestem głodny. Nie jadłem przez kilka dni. Nie wiem dokładnie ile.

– Powiedziałem służbie, aby przynieśli jakieś pożywienie. Głodził cię?

– Nie. Raz, na samym początku, zostawił mi tacę z owocami. Później musiałem używać do tego magii, więc jestem osłabiony – odpowiedział. – Vasiliju, ile tak właściwie mnie nie było?

– Prawie dwa tygodnie. – Wampir powrócił do mycia jego ciała. W pomieszczeniu pachniało dobrze znaną mu lawendą. Widać jednak było, że odpowiedź zszokowała białowłosego. – Ale już jesteś przy mnie.

– Wiem – odparł Alexander, łapiąc wampira za dłoń, po której jeździł kciukiem. Chciał się do niego zbliżyć. Zdał sobie sprawę z tego, że chciałby żyć z nim tak, jak w prawdziwym małżeństwie. – Umyjesz mi włosy?

– Oczywiście.

Mężczyzna wrzucił gąbkę do wody, aby później nabrać na dłonie olejków, które wtarł w białe kosmyki małżonka. Chyba nikt w takim momencie nie pomyślałby, że mężczyzna jest następcą tronu, który dla przyjemności krzywdził zamkniętych w lochach więźniów. A tym bardziej nie zgadzało się to z opowieściami, które kobiety, choć nie tylko one, snuły na jego temat. Klęczący przed wanną, z podwiniętymi rękawami, które i tak zdążyły się zamoczyć, dbał o kogoś, kto wyglądał, jakby ledwo co uciekł z piekła.
Pomógł mu także z wypłukaniem wszystkiego, co wcześniej na niego nałożył. Tak samo z osuszeniem jego ciała, kiedy zawijał go w miękkie ręczniki, podczas gdy ten stał mokry na środku pomieszczenia. Nagle materiały opadły na podłogę, a wampir przyssał się do ust białowłosego. Zarumieniony elf przyciągnął mężczyznę bliżej siebie, oddając pocałunek. Pierwszy raz poczuł, że chciałby spróbować czegoś nowego ze swoim mężem. Tego, od czego wcześniej tak się wzbraniał. Czuł ciepłe dłonie mężczyzny, które błądziły po jego plecach. Zupełnie zapomniał o swojej nagości i zimnie, które przestało go irytować.
Nagłe burczenie, które dochodziło z brzucha białowłosego, było powodem oderwania się od siebie mężczyzn. Elf odwrócił głowę, rumieniąc się jeszcze bardziej. Kiedy kątem oka spojrzał na wampira, zauważył, że ten jedynie uśmiechał się w jego stronę. Nagle podszedł do niego, kładąc ręce na jego biodrach, powiedział:

– Spokojnie, mamy czas. Dużo czasu, mój drogi. Przyniosę ci ubranie, a potem coś zjesz. – W odpowiedzi Alexander jedynie skinął głową, widząc, jak czarnowłosy wychodził z pomieszczenia. Wrócił po krótkiej chwili, niosąc że sobą kilka rzeczy ułożonych w kostkę. Położył je na szafce, znów opuszczając komnatę.

Alexander szybko się odział i ruszył w stronę sypialni. Przechodząc przez drzwi poczuł miły zapach, do którego źródła zaraz się skierował. Na stoliku niewielkich rozmiarów znalazła się sałatka wraz z czymś, co wyglądało na zupę. Usiadłszy na krześle, które zostało specjalnie przesunięte, zaczął powoli jeść. Na przeciw znajdował się jego małżonek, który uparcie się w niego wpatrywał.
Nie zjadł wiele. Zdawało mu się, że ciemnowłosy wspominał coś na temat deseru, więc automatycznie zmniejszył swoją porcję dania, aby móc spożyć jeszcze coś słodkiego. Już widział, jak stoi przed nim talerz z kawałkiem marchewkowego ciasta, które osobiście uwielbiał. Niestety, po krótkiej chwili postawiono przed nim miskę owoców. Co prawda, jego ulubionych. Ale jednak..

– Jedz, jedz. Musisz odbudować to wszystko, co zmalało podczas twojego zamknięcia – powiedział Vasilij, podnosząc kieliszek z czerwonym płynem w środku, z którego upił mały łyk.

– Krew? – zapytał zaciekawiony białowłosy, wskazując na naczynie.

– Wino. Tłumaczyłem ci kiedyś, kiedy pijamy krew.

– Faktycznie. Musiało wylecieć mi z głowy. Wybacz, to pewnie z przemęczenia. – Elf zamyślił się na chwilę, po czym dodał: – Jak czuje się Ayden? Dawno go nie widziałem.

– Od dłuższego czasu jest w Podziemiu. Jego kochanek przysłał list.

– Ciekawe, jak im się wiedzie. Odpowiedziałeś?

– Tak, tak… Może masz ochotę? – zapytał ciemnowłosy, wpatrując się w elfa, który gryzł właśnie truskawkę.

– Nie, dziękuję. Nie lubię alkoholu.

– Rzadko spotykane, żeby ktoś nie przepadał za alkoholem. Choć faktyczne, u elfów zdarza się to najczęściej.

– Piłem go raz czy dwa w całym moim życiu i w ogóle mi nie zasmakował.

– Zależy na co trafiłeś, trunki mogły być za mocne. Na pewno się nie skusisz?

– No dobrze. Nalej, skoro nalegasz.

W przeciągu krótkiej chwili pojawił się przed nim kieliszek, identyczny do tego, z którego pił wampir, napełniony winem. Upił łyk, nie wiedząc, czego może się spodziewać. Skrzywił się jednak niemiłosiernie, czując cierpkość napoju na języku. Kolejny alkohol, którego na pewno nie polubi. Odstawił naczynie na stolik, od razu biorąc na oślep jakikolwiek owoc. Musiał zabić ten smak! Zastanawiał się, jak wampir mógł to pić i, jak wszystko na to wskazywało, najwidoczniej mu to smakowało.

– Czyżby było niedobre? – zapytał wampir.

– Jest cierpkie. I zdecydowanie nie jest to napój dla mnie.

– Może zechciałbyś słodkiego wina? Takowe również posiadam.

– Jest tak samo okropne?

– Nie – zaśmiał się wampir, stawiając przed elfem kolejny kieliszek. Tym razem znalazło się w nim o wiele mniej czerwonej cieczy. Pierwszy zaś przysunął bliżej siebie, aby samemu wypić wino w nań się znajdującym.

Tym razem jednak alkohol zasmakował białowłosemu. Miał zupełnie inny, o wiele lepszy, smak od tego, co pił wcześniej. W szybkim tempie szklany kieliszek został opróżniony, a Alexander poprosił o dolanie napoju do naczynia.
Nie zauważył, kiedy drugi kieliszek zmienił się w czwarty.

~***~

Znów był w podróży, choć już przestał się tym przejmować. Musiał powrócić na swoje ziemie. tak, jak obiecał wampirowi. Przez większość czasu przeklinał on po cholernym ciemnowłosym, który nie był już tak głupi jak przed laty. Plus był taki, że przynajmniej nie został przez niego zabity. Przydałby się teraz jego dawny towarzysz podróży, który jednak opuścił go jeszcze zanim w ogóle dotarł wcześniej do stolicy. Ciekawiło go, co teraz się z nim działo. Wiedział, że na pewno dał sobie radę, podczas samotnej wędrówki, ponieważ jako pan większej części lasów nie musiał się obawiać niczego. W końcu to były jego tereny.
Konia, na którym aktualnie jechał, „wypożyczył” od jakiegoś wieśniaka, którego chatę napotkał na drodze. Chłop musiał być poza domem, ponieważ nikt nie gonił za nim, kiedy ruszył w dalszą drogę. Teraz jednak, ku jego udręce, nie widział nigdzie ani jednego zajazdu, w którym mógłby zatrzymać się na kolejną noc, a na dodatek pogoda postanowiła z niego zakpić, więc musiał uciekać przed coraz szybciej spadającymi z nieba kroplami deszczu. Mógł także zboczyć z głównego traktu, mając nadzieje na znalezienie jakiejkolwiek chaty, jednakże miało to także swoje minusy, jak na przykład możliwość spotkanie bandytów.
Ale musiał zaryzykować. Lepiej było skryć się gdzieś dalej aniżeli podróżować. Widząc ledwo wydeptaną przez konia drogę postanowił także się nią udać. Mogła ona zaprowadzić Fabiana w miejsce, które mogło być od dawna opuszczone, skoro ścieżka nie wyglądała na często uczęszczaną.
Skierował konia na ową drogę, zmniejszając przy okazji swoją prędkość. W razie czego, zawsze miał dwa sztylety przymocowane przy udach. Musiał jakoś przetrwać ową noc. Potem znajdzie się bliżej miast, więc będzie mógł znaleźć odpowiednie zakwaterowanie. Na szczęście, miał odpowiednią ilość złota na dalszą podróż. Nagle zaczął irytować się na tempo podróży, więc, mimo swoich obaw, popędził konia. Po kilkudziesięciu metrach zdał sobie sprawę z tego, że zabłądził pośród krzewów i drzew, a na dodatek słyszał szmery, które zupełnie nie kojarzył mu się z leśną zwierzyną. Zaczął żałować, że dał się ponieść ciekawości. Próbował usłyszeć, skąd dochodził hałas, ale wydawało się jakoby był on zarówno wszędzie jak i nigdzie.
Starał się odnaleźć powrotną drogę, gdy nagle zauważył kogoś, kto stał dumnie tuż przed nim. Zatrzymał konia, czując, iż może pożegnać się już ze swoim życiem. Jednak osobą nic nie robiła. Tylko stała.
Blondyn zszedł z wierzchowca i ruszył w stronę mężczyzny. Im bliżej niego się znajdował, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, do kogo zmierza.

– Co tu robisz? – odezwał się mężczyzna, kiedy Fabian był blisko niego.

– Wracam do domu, nie widzisz? Pojechałem tutaj, aby móc spokojnie oddalić się w ustronne miejsce. Za potrzebą, gdybyś nie zrozumiał.

– Wiem doskonale, że kłamiesz. Jak na razie widzę, że zgubiłeś się w lesie. Mało kto podróżuje w nocy, szczególnie w tych okolicach i przy takiej pogodzie. – Widać było, że blondyn się wystraszył, ale nie chciał tego okazywać. Na szczęście było późne lato, więc było jeszcze w miarę widno.

– Deszcz złapał mnie nagle. Nie jestem kretynem, żeby chcieć jechać gdziekolwiek podczas ulewy.

– Powiedzmy, że ci wierzę. Twoje plany czasami jednak potrafią zaskakiwać wszystkich, więc nie zdziwiłbym się, gdybyś jednak zechciał w takową pogodę wyruszyć w podróż – zaśmiał się mężczyzna, podchodząc bliżej konia. – Odsuń się trochę. Ja poprowadzę.

Mężczyzna wskoczył na grzbiet zwierzęcia, a blondyn oplótł go w pasie. Dobrze wiedział, że czarnowłosy elf nie był zwolennikiem powolnej jazdy. Jak się spodziewał, koń ruszył nagłym galopem, powodując, że Fabian prawie z niego spadł. Czarnowłosy elf znowu się zaśmiał, tym razem jednak ciszej, czując jak ręce blondyna zaciskają się mocniej na jego ciele.
Ruszyli w stronę znaną ciemnowłosemu, aby dotrzeć do celu jak najszybciej można było. Nie wiedział nawet, dlaczego mu pomógł. Zostawił go kilka tygodni temu podczas podróży, a teraz wiózł Fabiana do jednego ze swoich domów. Szybko zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest głupi. To pewnie przychodzi z latami, choć wcale nie uważał się za starego.
Dotarłszy pod budynek mało imponujących rozmiarów, obaj zsiedli z konia, a blondyn zaczął odpinać niewielki bagaż, resztę odesłał magią do domu, kiedy był jeszcze na to czas.

– Chodź, nie mam zamiaru na ciebie czekać! – wykrzyknął drugi elf, stojący już przy budynku.

– Idę już idę. – Szybko ruszył w stronę czarnowłosego. Kiedy znalazł się przy nim, zapytał: – Dlaczego mi pomogłeś?

– Bo chciałem. No, wchodź! Zimno naleci do środka.

Oboje weszli do budynku, zamykając za sobą drzwi. Czarnowłosy zaprowadził drugiego elfa do salonu, gdzie ogień palił się w kominku. Fabian usiadł na dywanie, tuż przed paleniskiem i wystawił ku niemu dłonie. Kiedy poczuł na nich ciepło, odsunął je trochę, ciesząc się, że znalazł się w ciepłym pomieszczeniu. Nagle do pomieszczenia wkroczył starszy elf, trzymając w dłoniach dwie filiżanki z parującym napojem.
Fabian rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Pokój został urządzony w starym stylu. Ciężkie kotary, meble z wieloma zdobieniami, ściany w ciemnych kolorach. Zupełnie nie kojarzyło mu się to z mężczyzną, siedzącym aktualnie tuż obok niego. Czarnowłosy zdążył zrzucić z siebie przemoczony płaszcz, kładąc go blisko miejsca, w którym palił się ogień. To samo zrobił z wierzchnim odzieniem blondyna.

– Skąd wiedziałeś, że jestem w lesie? – spytał nagle Fabian, upijając łyk ciepłej herbaty.

– Jestem wieszczem. Przewidziałem, kiedy się pojawisz.

– Dlaczego wcześniej mnie nie ostrzegłeś?

– Wtedy tego nie widziałem. Poza tym, wiem, że i tak byś mnie nie posłuchał.

– Czyli… Czyli wiedziałeś o tym, że cię pocałuję?

– Nie. Nie jestem w stanie zobaczyć tego, co będzie działo się ze mną.

– Ale wiesz, co stanie się ze mną?

– Tak, jednakże nie wolno mi tego powiedzieć. Pij, bo będzie zimne. – Mężczyzna wskazał dłonią na filiżankę, w której znajdował się napar przygotowany dla blondyna. – Wolisz spać tutaj czy na górnych piętrach? Ostrzegam, że tam jest trochę chłodniej.

– Chyba zostanę tutaj.

– Przyniosę koce i podobne tego typu rzeczy. Drewna chyba wystarczy na całą noc.

– A ty? – Fabian osobiście nie chciał zostawać sam w domu, którego dziwnej przyczyny się obawiał. Wszystko jednak zrzucił na swoje przemęczenie.

– Oczywiście, że będę spał w tym pomieszczeniu. Na górze rozpalę jutro, więc i tak będzie o wiele cieplej. – Czarnowłosy opuścił pomieszczenie, udając się na wyższe piętro budynku. Wycieczkę odbył kilka razy, ale zniósł wiele rzeczy, dzięki którym nawet spanie na podłodze będzie luksusem.

W milczeniu rozłożyli wszystko w odpowiedniej odległości od paleniska. Nie zauważyli nawet, że ich posłania znajdowały się tuż obok siebie. Zdjęli obuwie i wszystko to, co mogłoby przeszkadzać podczas wypoczynku, aby po chwili znaleźć się pod ciepłymi, grubymi kocami.
Nagle blondyn znalazł się pod przykryciem czarnowłosego, starając się w niego wtulić. Mężczyzna nawet mu to ułatwił, przyciągając go bliżej siebie, aby ogrzać jego zmarznięte ciało.

~***~

Służący uważali, że zbzikował. Czy było to prawdą, nie wiadomo. Ich pan nagle zapragnął komnaty przystosowanej do małego dziecka. Ba! Nawet miała być połączona z jego własną. Oczywiście nikt nie zaprotestował, ale poza zasięgiem władcy, pozwolili sobie na różnorakie spekulacje. Nawet dołączyli się do nich strażnicy.
Dlatego też, od ponad dwóch tygodni, w pałacu wszyscy brali się do pracy. Władca zaś wyjeżdżał. To tu, to tam. Znów prowadził aktywną politykę zagraniczną. W normalnym przypadku wysłałby swoich dyplomatów, ale coś musiało się zmienić.

Wrócił z kolejnej podróży. Musiał jakoś odreagować po tym, jak dowiedział się, że zostanie ojcem. Sprawy królestwa pochłonęły go na tyle, iż zdołał się z tym wszystkim uporać. Teraz za to miał spotkać się z medykiem, który ku zaskoczeniu obu, został jego serdecznym przyjacielem. Mężczyzna jako jeden z niewielu wygrywał w starciu na picie z władcą. Poza tym, co zdziwiło czarnowłosego demona, Lajlahel – albowiem tak było mu na imię – bardzo dobrze orientował się w polityce, a także i wojennej strategii.
Zaś mag, którego sprowadził sobie do pomocy był zupełnie inną postacią, a Lucyfer cały czas dziwił się, jakim cudem ta dwójka jeszcze się nie pozabijali. Jeżeli z początku wydawałoby się, że to medyk jest nieprzyjemną w obyciu postacią, to przy starciu ze swoim pomocnikiem, wypada niczym małe, bezbronne zwierzątko.
Mężczyźni, na szczęście bez maga, siedzieli w jednej z bibliotek znajdujących się w pałacu. Śmiali się do rozpuku z jednego z władców, który zamiast własnej żony otruł sam siebie, ponieważ pomylił miejsce, na którym siedziała kobieta ze swoim własnym. Mimo tego, że nie był to zły człowiek, a i królem był dobrym, to jednak nie zawsze grzeszył rozumem, co pokazywała właśnie ta sytuacja. Właściwie, to przez nią Lucyfer powrócił wcześniej na swoje ziemie.
Nagle, bez żadnego zapukania, do komnaty wpadł lekko zdyszany mag. Lajlahel miał już zamiar powiedzieć coś na temat kultury, jednak nowo przybyły go uprzedził.
– Chodź!

– Gdzie ja mam niby z tobą pójść, Tammuailu? – Medyk podniósł się z fotela, kierując się w stronę maga. Ten pewnie znowu odkrył jakąś mało ważną dla jego profesji rzecz albo zranił się podczas eksperymentów.

– Wybacz, ale ja porodu odbierać nie będę. Po moim trupie!

Rozdział XIX

   Medyk starannie badał nagie ciało maga, które strasznie zmarniało przez cały ten czas. Chciał wykonać swoją pracę dobrze, aby żadne podnóżki władcy nie plątały się blisko jego wioski. Na niewielkim stoliczku obok niego znajdowało się wiele przyborów mających pomóc mu w ustaleniu dolegliwości rudowłosego. Wiedział, że zrobiłby to o szybciej, jednakże dosłownie nad głową wisiał czarnowłosy, który kontrolował każdy, nawet najmniejszy ruch z jego strony. Nie było to tyle krępujące, co irytujące albowiem przez cały czas komentował pracę medyka, dopóty ten nie zagroził przerwaniem badania.
  Wygrał. Władca usiadł na miękkim fotelu, cały czas dokładnie obserwując, jednakże, ku uciesze medyka, stał się zupełnie cichy. Mógł spokojnie przystąpić do wykonywania powierzonego mu zadania.
Kiedy doszedł do jednego z tych badań, których nie lubił robić, okazało się, że w tym momencie było one jak najbardziej potrzebne. Na jego twarzy odmalował się cień lekkiego przerażenie, albowiem pierwszy raz spotkał się z czymś tak podobnym. Mimo tego, że lepiej byłoby pozostawić to w tajemnicy, to jednak nie potrzeba będzie dużo czasu, aż wszystko samo zacznie być widoczne. Poza tym ktoś musiał zadbać o mężczyznę, aby nie stało się z nim nic złego, mimo że wszytko wydawało się być w najlepszym porządku. Jednakże nigdy nie był pewien w stu procentach.

  – Coś się stało? – Usłyszał głos czarnowłosego, który szybko pojawił się przy łożu. Zauważył, że siwowłosy mężczyzna lekko pobladł.

– Cóż… – Medyk zupełnie nie wiedział, jak miał przekazać to mężczyźnie. Mimo tego, że zwykle był bezpośredni, to w tym momencie przeżywał zupełny zastój.

  – Mów!

  – Nie wiem, czy powinienem, ale dobrze… Ten mężczyzna.. On nie budzi się, ponieważ jedna, rosnąca jednak sprawa pochłania całą jego moc, która powinna mu pomóc.

  – Sprawa?

  – Mam nadzieję, że będziesz dobrym ojcem, panie.

  – Ojcem? O czym ty mówisz, medyku?

  – Mam zdefiniować słowo „ojciec”? Niektórzy magowie spoza Podziemia są w stanie urodzić dziecko bez użycia specyfików. W większości, magia powoduje bezpłodność. Jednakże to jeden z tych rzadkich przypadków, a dodając do tego płodność demonów… Dlatego większość nie mówiła na głos o tym. To nie jest temat, o którym rozmawia się głośno, szczególnie kiedy weźmie się pod uwagę fakt, że niedawno skończyły się rebelie. Poza tym, za niedługo brzuch będzie widoczny. Nie wiem w jakim stopniu, to rzecz zmienna u każdego, ale mimo to będzie. 

  – Przeżyje?

  – Mag czy dziecko? – zapytał sceptycznie siwowłosy medyk.

  – Oboje.

  – Nic nie mogę obiecać. To nie takie proste. Jak widzę, ledwo wyszedł z jakiegoś nieprzyjemnego zdarzenia, więc ryzyko wzrasta.

  – Ale można coś z tym zrobić?

  – Mogę dać medykamenty, jednak wszystko zależy od jego organizmu. Wybrałeś sobie ciężkiego w leczeniu partnera, panie. Sądzę jednak, że nie powinno być większych komplikacji. Rana się goi, blizna przyjemna nie będzie, ale nie widzę większych problemów.

  – Rozumiem. Czy mógłbyś zostać tu, aby pilnować przebieg ciąży?

  – Mógłbym, jednak muszę kontynuować moje badania.

  – Dostaniesz dodatkową komnatę ku temu.

  – Dziękuję, panie. Skontaktuję się z zaprzyjaźnionym magiem. Sprawdzi funkcje życiowe od środka.

  – Medyku, wiesz ile to już trwa?

  – Czwarty ,iesiąc… Tak przynajmniej sądzę. Niestety, nie jestem w stanie tego określić dokładnie, jednakże licząc w naszej rachubie tyle właśnie minęło.

  Cztery miesiące? Był wtedy u niego. I przez kilka dni nadrabiali tak długą rozłąkę. Ale od razu dziecko? Chciał przemyśleć to wszystko i ułożyć w głowie jak najlepszy plan działania. Był szczęśliwy, to prawda. Zawsze liczył na to, że założą rodzinę. Jednakże martwił, że mogą nie przeżyć. Musiał zrobić wszystko, aby tak się nie stało.

  – Panie?

  – Tak?

  – Wierz w to, że przeżyją. To pomaga. Zostawiłem medykamenty na szafce wraz z notką o ich używaniu. Muszę udać się do mojej wioski. Tam mieszka czarownik. Powrócę za dzień, może dwa. Ten mag nie jest towarzyski.

  – Dobrze. Możesz odejść. 

  – Żegnaj, panie.

  Czarnowłosy nie odpowiedział medykowi. Siedział na prostym, drewnianym krześle i zupełnie bezradny schował twarz w dłoniach. 

~***~

  Od kilku godzin chodzili bez celu po lesie. Fabian, ku swojej własnej uciesze, zupełnie ignorował przekleństwa wampira i chodził bez celu wokół drzew, tłumacząc się tym, że zapomniał drogi. Wrócił też do swojego ciała, skoro dalsza maskarada nie miała mieć sensu, a ciemnowłosy dowiedział się o wszystkim. Przynajmniej nie marnował tyle sił. Choć teraz musiał przeznaczyć je na potrzeby, które musiał jako żyjąca istota spełnić. Głód i pragnienie niwelował za pomocą magii. Vasilij nie był najmilszą osobą i teraz nie dał mu nawet pajdy chleba. Zaczęło go zastanawiać, jak radzi sobie jego więzień. Zgadywał, że marznął, co było mu na rękę. Skoro jego plan się nie powiódł, to białowłosy może teraz czuć tego skutki.

  – Fabian, dobrze wiesz, że w końcu opadniesz z sił, a ja i tak będę kazał ci iść.

  – Pamiętaj za to, iż jeno ja wiem, gdzie jest twój małżonek. Tak swoją drogą, ciekawe jak zimno jest mu w piwnicach? Zastanawiałeś się nad tym?

  – Jesteś chory – stwierdził dobitnie wampir, łapiąc elfa za szyję i przyciskając go do pobliskiego drzewa.

  – A ty nie? Ile razy już się na mnie rzuciłeś? A na Alexandra? – Po każdym zdaniu ledwo wciągał powietrze. – Poza tym, trzymaj mnie tak dalej, a długo będziesz go szukał.

  – Sądzę, że i z tobą tyle to potrwa – powiedział cierpko Vasilij, jednakże puścił blondyna, który rozmasowywał sobie szyję.

  – Stałeś się marudny i bardziej oddany. No proszę, proszę… Może na nim wyżywasz się słownie, co?

  – Dalej istnieje opcja, że mogę cię zabić, wiesz?

  – I jeszcze tego nie zrobiłeś. – Fabian zaśmiał się, zupełnie zbijając wampira z tropu. – Ale dobrze, pokażę ci, gdzie go ukryłem. Ale wszystko kosztuje.

  – Co znowu chcesz? Nie wystarczy ci to, jak ostatnio uszczupliłeś mój prywatny skarbiec?

  – Nie, widzę, że dobrze się rozumiemy. Dwieście tysięcy złotych monet.

  – Kpisz sobie ze mnie czy dopiero zaczynasz? – prychnął wampir,  choć mimo to wiedział, że życie białowłosego może być warte o wiele więcej.

  – Powiedziałem, dwieście tysięcy i ani monety mniej.

  – Sto tysięcy i nie zobaczysz swojej głowy nabitej na pal.

  – Skoro tak stawiasz sprawę… Sto pięćdziesiąt tysięcy monet.

  – Sto.

  – Zapomnij!

  – Bo dobrze… Sto dwadzieścia pięć tysięcy. Więcej ci nie dam. Dostaniesz nawet czas na wyniesienie się z państwa.

  – Jakiś ty dobroduszny. Ale zgadzam się. Tak szczerze powiedziawszy, nudziło mnie już to chodzenie po lesie. Nogi mnie rozbolały, wiesz?

  – Mogłeś podać cenę wcześniej, nie byłoby problemu.

  – Musiałem znaleźć odpowiedni moment. Inaczej nic by z mojego zysku nie wyszło.

  – Możemy ruszać? – powiedział wampir, nie chcąc dłużej słuchać blondyna.

  – Oczywiście.

  Ruszyli leśnymi drogami, każdy myśląc o czymś zupełnie innym. Słońce zaczęło powoli zachodzić, gdy dwójka mężczyzn stanęła przed budynkiem postawionym z białego kamienia.

~***~

  Białowłosy chodził owinięty kocami po całej możliwej przestrzeni swojej celi. Nie miał już nawet do kogo się odezwać, dlatego nucił cicho elfickie pieśni, które poznał jako dziecko. Najlepiej pamiętał tę o elfie, który był Dzieckiem Słońca. Wybrańcem. Pieśń ta miała ona specyficzne brzmienie, ale za każdym razem wprowadzała go ona w lekki trans. Śpiewanie jej również nie należało do najprostszych rzeczy, albowiem jej tekst został napisany w staroelfickim języku. Mimo, że większość tejże rasy biegle się nim posługiwała, to śpiew w nim był naprawdę trudny. Białowłosy przez kilkanaście lat brał lekcje z tej dziedziny, aby teraz bez problemu wydawać z siebie takowe dźwięki. 

  Poczuł się lepiej. Dlatego śpiewał. Już od dzieciństwa tak robił. Nie zawsze jednak śpiewał tę jedną pieśń. Znał ich kilka, ale ta była jego ukochaną. Nawet brak jedzenia przestał mu przeszkadzać. Wodę udało mu się wyczarować. Nie było łatwo, ale za którymś razem się udało. 

  Usiadł na posłaniu, które z dnia na dzień wyglądało coraz to gorzej. Ale cieszył się, że chociaż tyle miał. Zawsze Fabian mógł zostawić go tutaj bez żadnego przykrycia. Jeżeli się wydostanie z tego okropnego lochu, postanowił, że zacznie przyodziewać się w cieplejsze stroje. Oczywiście były żmudne nadzieje. Od tyłu dni nikt nie pojawił się w piwnicach budynku, że przestał nawet o tym myśleć. 

  Śpiewał jednak dalej. Przynajmniej w jakimś stopniu odrywał się od realnego świata.

~***~

  Ku zdziwieniu wampira, drzwi do budynku były otwarte. Kiedy weszli do środka, ciemnowłosy zauważył, że dom musiał być niedawno odnowiony, ponieważ wszystko wydawało się być nowe i w miarę czyste. Fabian wyminął go, kierując się w stronę korytarza, gdy nagle usłyszał cichy, śpiewający głos. Uznał jednak, że to tylko mu się wydaje, ponieważ nie znał nikogo, kto znał stare pieśni elfów.

  – Ruszasz się czy nie? – Z rozmyślań wyrwał go zimny głos blondyna, który stał tuż obok niego, chcącego przy okazji go szturchnąć palcem.

  – Nie słyszysz tego śpiewu?

  – Nie. Nawet nie wiem o co chodzi. Ale nieważne… Chodźmy już. Mam coś jeszcze do zrobienia.

  Ruszyli bez słowa korytarzami. Drzwi prowadzące do niższych poziomów budynku znajdowały się na drugim końcu piętra, na którym obecnie sami byli.  Za to z każdym kolejnym krokiem coraz lepiej słyszał głos, którego właściciela zaczął się domyślać. Chciał porwać w ramiona prawdziwego Alexandra. Swojego małego, białowłosego elfika. 

  Zupełnie zignorował blondyna i momentalnie zaczął iść w stronę, której dochodził dźwięk. Ze swoim wyczulonym słuchem nie miał problemu, aby dokładnie określić położenie młodzieńca. Nie zauważył nawet skrzywionej miny Fabiana. Płaszcz wykonany z lekkiego materiału powiewał za odchodzącym wampirem. 

  Elf zaśmiał się, widząc, jak jedna osoba mogła zmieniać kogoś, o kim mówiono, że nie miał serca.

~***~

  Wchodząc do niższych poziomów budynku, Vasilij od razu ruszył w stronę celi, z której dobiegał śpiew. Szybko odnalazł swój cel, zauważając Alexandra opartego o ścianę. Miał on zamknięte oczy, jednakże z jego ust raz po raz wychodziły kolejne słowa pieśni. Wampir próbował otworzyć bramę, ale ta nie dawała za wygraną. 

  – Nie wpadłeś na to, że mam klucz? – Usłyszał głos Fabiana, który nagle pojawił się za nim. Zanim jednak zdążył odpowiedzieć, w jego stronę leciał już przedmiot wykonany z lekko zardzewiałego metalu. – Wyjeżdżam. Pieniądze poślij do mojej rezydencji. Dobrze wiesz której. Bywaj.

  – Poczekaj chwilę. Dlaczego wróciłeś? 

  – Chciałem jakoś uprzykrzyć ci życie, ale jak widzę, to nawet to nie sprawia mi już radości. Poza tym, przez ostatnie kilka dni zdążyłem przemyśleć kilka rzeczy. Muszę coś zrobić. Poza tym, wiesz… Nie powinieneś go krzywdzić. On nie jest mną. 

  – Domyślam się. Żegnaj więc – rzucił wampir, odwracając się w stronę drzwi, które zaraz otworzył za pomocą klucza. Kiedy te ustąpiły z okropnym dźwiękiem, wszedł do niewielkiego pomieszczenia. Wtedy też białowłosy otworzył oczy, wpatrując się z niedowierzaniem w sylwetkę wampira.

  – Znalazłeś mnie… Jak?

  – To opowieść na dłuższą chwilę. Ale tak, znalazłem cię, mój drogi. I chyba powinniśmy jak najszybciej opuścić to pomieszczenie, co? 

  – Tak. – Elf podniósł się ledwo z ziemi, dalej owinięty w koce. Był tak brudny, że chyba zaczął się do tego przyzwyczajać. Białowłosy jednak zrobił coś, co niesamowicie zaskoczyło Vasilija, Wtulił się w niego, a z jego oczu popłynęły łzy. – Znalazłeś mnie. 

  Po dłuższej chwili, ciemnowłosy odsunął się od elfa i zrzucił z niego koce, aby zaraz po tym okryć go swoim płaszczem. Złapał go za dłoń, wyprowadzając z pomieszczenia.
  Mógł chyba spokojnie powiedzieć, że zaczynają kolejny rozdział w swoim życiu.

Rozdział XVIII

Czarnowłosy, będąc aktualnie w sali tronowej, chodził zdenerwowany. Stan maga poprawiał się z dnia na dzień. Nawet rana po strzale powoli zaczęła się goić. Mimo wszystko, w tamtym miejscu pozostanie paskudna blizna, którą będzie trudno ukryć nawet pod czarami. I w sumie… To byłoby na tyle z dobrych wiadomości. Żaden medyk nie potrafił, a może nawet i nie chciał, jednoznacznie określić stanu rudowłosego, który od ataku nie obudził się ani na chwilę. Raz, dla eksperymentu, o którym usłyszał, będąc poza Podziemiem, oblał go wodą. Niestety skończyło się to na tym, że musiał osuszać magią zarówno i łoże, i czarownika. Czarnowłosy zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby sprowadzić jakiś medyków spoza stolicy. Tacy zwykle lepiej znali się na ziołach i często udawało im się odnaleźć przyczyny złego stanu pacjenta. Była także druga strona medalu, albowiem ci medycy nie byli w stanie przeprowadzić na kimś zabiegu, dlatego też bardzo często musieli pozostawali w ścisłym kontakcie ze swoimi znajomymi z miast. A mimo że bardzo często byli to dobrzy przyjaciele, to podczas pracy dochodziło między nimi do konfliktów.

Władca Podziemia skinął na jednego ze swoich posłańców. Kiedy demon podszedł, czarnowłosy nakazał, aby ten odnalazł kogoś takiego. Posłaniec udał się na poszukiwania od razu.

Lucyfer usiadł zrezygnowany na tronie, który stał na niewielkim, lecz widocznym gołym okiem, podwyższeniu. W końcu, musiała być jakaś różnica między nim a jego poddanymi. Był zmęczy i powoli już nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Nie po to czekał tyle lat, do tego jeszcze w ścisłym celibacie, aby teraz, kiedy ledwo zapanował spokój, móc oglądać Ayden’a, który był krok od śmierci. Czarnowłosy jako władca, miał do spełnienia kilkanaście obowiązków, które nie mogły czekać. Pierwej zaczął od listów. Większość z nich dotyczyła delegacji w innych królestwach, ale mógł odmówić i równie dobrze wysłać tam swoich dyplomatów. Nie miał zamiaru opuszczać swojego królestwa po ostatniej rebelii. Po jego wyjeździe mogła wybuchnąć kolejna, a nikt nie chciałby wrócić do kraju, widząc kogoś innego na tronie. Władza należała do czarnowłosego demona i mieszkańcy Podziemia musieli o tym wiedzieć. Przywołał do siebie swoich doradców, mając nadzieję, że problemami mieszkańców zaprzątną mu w głowie. Musiał się uspokoić i wrócić do starych nawyków sprzed ostatnich walk z rebeliantami.

Po kilku godzinach, które spędził w sali tronowej udał się do specjalnego pomieszczenia, w którym spotykał  szefów wywiadu, straży miejskiej i tym podobnych osobistości. Przyjął ich do siebie. Czekali w końcu na niego już od kilku dni, zdając mu od razu dokładny raport na temat obecnej sytuacji w państwie. W niektórych miastach, a nawet i na wsiach, dochodziło czasami do coraz barziej otwartych sprzeciwów przeciw niektórym zasadom panującym w królestwie.

Choć, kiedy szpiedzy mieli już o czym mówić swojemu panu, co w państwie demonów zdarzało się niezwykle rzadko, wtedy donosili na siebie nawzajem. Wytykali każdy, nawet najdrobniejszy, błąd. Czarnowłosy zwykle ignorował tę część rozmowy, przytakując od czasu do czasu. Czasami nadarzał się jakiś ciekawy fakt z życia jego poddanych, w który musiał ingerować on lub jego gwardia.

Z jednej strony cieszył się, kiedy w pałacu rozległ się dzwon obwieszczający posiłek. Zwykle po tym wydarzeniu kończył się jego dzień, który mógł spożytkować dla siebie. Ostatnio spędzał każdą wolną chwilę na planowaniu. Siedział w swoim dobrze ukrytym gabinecie, myśląc, jak mógłby poprawiać sytuację w państwie po zamieszkach z ludem. Od zaufanych ludzi pałacu, dowiedział się także, że mimo tego, iż była to rebelia prostych ludzi, głównie stały za tym istoty z klas wyższych, które próbowały dobrać się do władzy. Wczoraj odbyła się ich egzekucja. Rządził Podziemiem od tysięcy lat i nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś bawił się w niedoszłych uzurpatorów. Jednak nigdy nie doszło do tak otwartych starć między stronnictwami. Sam mógł również zaatakować w brutalny sposób swoich przeciwników, jednakże wolał ciche działania, o które nikt nie mógł oskarżyć pałacu. Wiadomo przecież było, że klasy wyższe mają także innych wrogów aniżeli samego władcę.

Przez wszystkie zmartwienia, które ostatnimi czasy stanęły przed nim twarzą w twarz, zupełnie nie ruszył stojącego przed nim posiłku, wywołując przy tym postrach wśród swojej służby. Nikt nie chciał pozostawić na zmarnowania cudownie pachnącego, pieczonego zająca. Przez lata zdołali oni odkryć, że jeżeli talerz pozostał taki, jaki postawiono przed panem z góry równało się niemiłemu zachowaniu lub wydarzeniami, które będą niosły za sobą echo w przyszłości, dlatego też prawie od razu wszyscy ulecieli z sali, martwiąc się o własne głowy. Byli jednak tacy, co zostawali. Zwykle nazywano ich samobójcami, jednakże z każdej takowej sytuacji wychodzili cało, a nawet kilka razy takowi zostali obdarowani. Nie przekonało to jednak reszty do podobnych zachowań.

Ale i tak każdy, nawet ten, który o swoje życie martwić się nie musiał, czyli, osobisty sekretarz władcy, odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że pan opuszcza pomieszczenie, udając się w stronę prywatnych komnat do nań należącego.

Gdy Lucyfer siedział zamyślony na krześle, rozległo się nagłe pukanie do drzwi, które zupełnie go zaskoczył. Nie spodziewał się, aby ktokolwiek miał odwiedzić go w godzinach wieczornych. Odpowiedział na zapukanie, otwierając drzwi, przez które przeszedł mężczyzna, nie przypominający mu nikogo, kogo znał. Dziwił się, że wypuściła go tutaj straż. Normalnie nikt spoza mieszkańców pałacu nie miał prawa wchodzić bez wcześniejszego zaproszenia.

– Kimże jesteś? – zapytał zaintrygowany.

– Medykiem. Twoi posłańcy roznieśli się jak plaga po królestwie, a my, ludzie nauki, nie przepadamy, kiedy ktoś przeszkadza nam w badaniach. Dlatego też przybyłem. Chcemy spokoju.

– Jesteś albo odważny, albo głupi, że tak się do mnie zwracasz.

– Nie jestem żadnym z powyższych. Po prostu nie uważam cię za boga, panie. A im szybciej ktoś rozwiąże problemy z jakimi musisz się borykać, tym lepiej dla nas.

– Przynajmniej mówisz co myślisz… Dobrze. Usiądź. Porozmawiamy. – Czarnowłosy wskazał fotel, na którym medyk bez słowa usiadł.

Nie zapowiadało się na miłą i bezproblemową rozmowę.

~***~

Kiedy otworzył oczy, zdając sobie sprawę z tego, że śnił, miał ogromną ochotę siarczyście zaklnąć. Oczywiście nie zrobił tego. Ale chciał. Dalej znajdował się w tym przeklętym lochu. W końcu taka sytuacja,  która zdarzyła się w jego śnie, w rzeczywistości byłaby tylko spełnieniem marzeń. Poza tym, jego brzuch głośno dawał o sobie znać, a w nocy musiał podświadomie zjeść resztę owoców z tacy. Kiedy dowiedział się, kim był jego porywacz, bardzo zaczął nienawidzić swojego obecnego życia. Wolał wrócić do swojej wioski, żyjąc spokojnym trybem życia bez nawiedzonych narzeczonych czy małżonka z rozdwojeniem jaźni, jak zwykle nazywał jego dziwaczne schorzenia białowłosy. Ale jak zwykle musiano go w coś wplątać. I nikt nawet nie zapytał go o zdania w takowych kwestiach.

Drżącymi rękoma sięgnął po gliniany dzban z wodą. Z niepokojem zauważył, że nie zostało już jej zbyt wiele. Może kielich, góra dwa, a on dopiero co się obudził. Właśnie o wodę Alexander martwił się najbardziej. Jeżeli nie będzie miał jakiegokolwiek picia, prędzej czy później umrze. Jednak Fabian mówił, że będzie musiał przytrzymać go przy życiu. Nie powiedział za to w jakim stanie będzie znajdował się jego zakładnik. Jeśli chciał, aby białowłosy elf znalazł się wkrótce na granicy życia, to doprawdy, ale szło mu cholernie dobrze. Choć dzień, czy dnia, głodówki nie powinny sprawić mu większej krzywdy. Przecież podczas pobytu u wujostwa kilka razy musiał znosić takową karę. Dwa dni na samej wodzie, a jeżeli ciotka się zlitowała, to nawet i pajda chleba. Oczywiście, wuj nigdy się o tym nie dowiedział.

Po takich karach zawsze dochodził do siebie przez kolejne dwa, może trzy, dni. Ale nigdy nie popełniał tego samego błędu. Zawsze powtarzali, że musi wyrosnąć na kogoś, kogo takowa niewola nie powinna złamać. I mimo, że w żadnym stopniu nie poddał, to chyba jak każdy chciałby wrócić do domu. Tylko, że elf w swoich długich przemyśleniach doszedł do wniosku, iż nie ma miejsca, które mógł nazwać domem. Od ślubu jego domem nie było już miejsce zamieszkania wujostwa, ani zamek królewski w stolicy. Nawet ta posiadłość, która strasznie mu się podobała – często nie czuł się w niej komfortowo. Nawet wzrok służby był inny; zawistny, pełen dziwnej i niezrozumiałej dla elfa dumy. Chciał odkryć, co siedzi w głowach wampirów, ale wychodziło na to, że przez długi czas nie będzie miał możliwości, aby móc się o tym dowiedzieć. O ile ten czas w ogóle nadejdzie.

Nagle przypomniał sobie swój sen. Zastanawiało go, dlaczego w jego śnie pojawił się akurat czarnowłosy demon, a nie jego małżonek. Czasami przyłapywał się na tym, że uśmiechał się na wspomnienie o nim. Z całych sił chciał to zwalczyć, ale na przekór, działo się to coraz częściej. Czyżby zaczął się przywiązywać do wampira i tęsknić za nim? Prawdopodobnie tak. Spędzając z nim już jakiś czas, zdołał wywnioskować, że Vasilij, którego nikt nie zdenerwował w ciągu dnia jest naprawdę miłą osobą, a do tego wiedział o wielu rzeczach. I chętnie o nich opowiadał.

Poza tym, dlaczego władca demonów wspominał o różach. Czyżby zamroczenie w jego głowie przejęło już większą część do zdolności logicznego myślenia, dlatego podsyłała mu takowe wizje? Nie wiedział dlaczego to zrobił, ale momentalnie spojrzał na rękę, na której po ślubie pojawiła się wiążąca ich związek pieczęć. Nigdy nie zapytał, ile mogła dać komuś swobody. Jeżeli miał być z kimś, nawet jeżeli było to na nim wymuszone, nie zamierzał nikogo zdradzać. Wyszedłby wtedy na niehonorowe stworzenie, które nie szanowało ani tradycji, ani czystości ciała. A przynajmniej tak odebrano by go w rodzinnych stronach. Mimo że powinien zacząć myśleć bardziej jako przedstawiciel rasy wampirzej, a nie elfiej, to jednak dalej nie został przemieniony. I, szczerze powiedziawszy, cieszyło go to niezmiernie.
Białowłosy zganił siebie samego za myśli, które zupełnie nie powinny pojawić się w jego głowie. Gdyby tylko wtedy nie zasnął, może uniknąłby całej tej sytuacji. Od jakiegoś czasu o całą sytuację obwiniał samego siebie. Oporządzenie koni nie zajęło pewnie wampirowi zbyt wiele czasu, więc mógł na niego poczekać. Pochodzić po chatce. Sprawdzić każdy zakamarek, nawet mimo tego, że nie był to zbyt duży obiekt.
Jedyne co chyba było pozytywną, ale tylko w minimalnym stopniu, rzeczą, to fakt, że mógł spokojnie poukładać myśli.
Nie wiedział, czy chciało mu się śmiać, czy płakać, kiedy do zaczął zastanawiać się nad tym, ile czasu zajmie mu przyzwyczajenie do życia w tej celi. Chyba zaczynał się przyzwyczajać. Według swoich własnych wyliczeń, spędził w lochu już trzy albo cztery doby z rzędu. Choć równie dobrze mógł się mylić i siedzieć w nim o wiele dłużej.

Życie zdecydowanie było dziwne.  Szczególnie, kiedy było się małżonkiem wampirzego księcia.

~***~

– Wyjdziesz z łaźni jeszcze w tym stuleciu? – Przed drzwiami do pomieszczenia stał Vasilij, który sam chciał zażyć kąpieli. Już od ponad tygodnia elf znów był w domu. A każdy kolejny dzień z nim zaczynał należeć do największego testu cierpliwości ciemnowłosego. Cały czas kłócić się z wampirem, zwykle odsuwając się od niego w nocy, kiedy ten chciał go przytulić; nie chciał wychodzić poza obręb komnat, a dodatkowo stał się niemożliwe wybredny. Dosłownie wszystko przestało mu pasować.

– Obawiam się, że nie – odkrzyknął mu po chwili głos. Odpowiedź podirytowała wampira. Mimo że chciał być miły, to właśnie uznał, że nic takiego nie miał zamiaru robić. Wszedł bez jakiejkolwiek zapowiedzi do pomieszczenia, widząc elfa, który w najlepsze grzał się w wodzie. Młodzieniec musiał być zamyślony, albowiem chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że w łaźni nie był sam.
Vasilij szybko ściągnął z siebie ubranie, ukazując blade, atletyczne ciało w dużej mierze pokryte bliznami, aby po chwili wejść do wanny. Zaciągnął się zapachem i skrzywił się. Nie czuł lawendy, której zwykle używał białowłosy, a jakiś słodkawo-mdlący zapach. Spójrz w stronę niewielkiej półki, na której znajdowały się przeróżne olejki. Chciał sprawić czy aby ten o zapachu lawendy się skończył, choć, jak udało mi się wyczytać z etykiet na butelkach, ten był prawie pełen.

– Co ty robisz? – Usłyszał pisk elfa, który nagle zdał sobie sprawę z tego, że ma towarzystwo.

– Ty nie chciałeś wyjść, ja nie chciałem czekać. Łatwe i proste w zrozumieniu, chyba że mam dodać coś jeszcze?

– Nie, nie trzeba – burknął Fabian, wstając powoli.

– Idziesz gdzieś? – spytał przymilnie wampir, łapiąc elfa za rękę. Chciał zagrać w grę, w którą bawił się młodzienieć. – Zostań ze mną. Chyba nie powiesz mi, że się wstydzisz.

To podziałało na Fabiana, który znów znalazł się w wodzie. Tym razem jednak, jak najdalej tylko mógł, oddalił się od swojego ‚małżonka’. Vasilij jednak przybliżył się w stronę białowłosego. Coś ewidentnie nie pasowało mu w jego zachowaniu. Ciemnowłosy przyciągnął go siebie, wpijając się w jego usta. Młodzieniec nawet nie próbował protestować czy odepchnąć go od siebie. A nawet, ku zaskoczeniu Vasilij’a, ten próbował na nim usiąść. Wampir nie chciał nawet przeciągnać tej farsy, dlatego oderwał się od elfa i sam wstał z wanny, chwytając przy okazji miękki, duży ręcznik w kolorze bieli, który owinął sobie wokół bioder, nie zwracając uwagi na powstające na posadzce mokre plamy. Odwrócił się jeszcze w stronę młodzieńca, siedzącego w wodzie i, przerzucając swoje długie włosy z ramienia na plecy, rzucił oschle:

– Powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz? Najlepiej teraz.

Fabian zastanawiał się, co się stało. Przecież jego kamuflaż był prawie idealny. Był także zdenerwowany. Jak on śmiał odrzucić jego zaloty!? Prawie nikt jeszcze się mu nie oparł,. Pamiętał nawet reakcje Vasilij’a na jego zachowanie podczas ich pierwszego spotkania kilkaset lat temu.  Niechętnie również wstał z wanny, biorąc jeszcze jeden ręcznik którym szybko się wytarł, aby później narzucić na siebie cienki szlafrok.
Mimo innego ciała i tak uda mu się uwieść wampira niezależnie od tego, co będzie musiał zrobić. Skoro był w stanie porwanego małżonka, który go najwyraźniej fascynują, to nie powinno być nic trudniejszego.

Gdy wszedł do sypialni zobaczył w pełni ubranego wampira, stukającego nerwowo palcami o blat niewielkiego stolika. Mężczyzna wpatrywał się w niego z przeszywającym wzrokiem. Nie miał innego wyboru; musiał płynąć z prądem.
Usiadł na fotelu naprzeciw niego, czekając na pierwszy krok jaki wykona czarnowłosy. Minęło kilka, choć dla Fabiana było to więcej niż kilkanaście, minut ciszy. Grobowej, nieprzeniknionej ciszy. Po tym czasie, Vasilij postanowił się odezwać:

– Dobrze wiem, kim jesteś. I nie radzę ci robićze mnie idioty. Choć zastanawia mnie to, czy ty sam będziesz chciał powiedzieć mi prawdę?

– Skąd wiesz, że masz poprawne informacje? Ktoś mógł cię okłamać – powiedział zgryźliwie elf. Wiedział, że nie powinno odpowiadać na pytanie pytaniem. Ale w tym wypadku miał w głębokiej rzyci wszystkie wpajane mu zasady na temat języka. Bo co miał innego zrobić… Powiedzieć prawdę? Nigdy w życiu. Będzie przeciągał tę rozmowę do samego końca. – Poza tym, wątpisz w to, że jestem, twoim małżonkiem? To nie wpływa dobrze na relacje.

– Owszem, powątpiewam. I doskonale o tym wiesz. – Żaden z nich nie podnosił głosu. Zdawało się, jakoby grali w tą samą grę, jednakowoż zmierzającą do zupełnie innych zakończeń.

Rozdział XVII

   Ostatnimi dniami miałam coś na kształt weny, dlatego też napisałam sobie kolejny rozdział. Nawet go wcześniej dodam, a co. 

~Sarabeth M. (specjalnie pomniejszam „M.” co by były mniejsze skojarzenia z zakładem karnym xD) – Ekhem… Pana Hiddlestona na filmie to ja mogę oglądać zawsze i wszędzie. xD  
I nawet rozdział dzisiaj ciut dłuższy. 
No musi się trafić ktoś taki jak Fabian, bo co to za opowiadanie bez niedoszłego psychola. :P
A teraz sobie odbije, odbije mężuś. Ciąża też będzie, jeno wiesz… Od samego siedzenia na kolanach nikt jeszcze nie został zapłodniony. xD
Rudzielec umrze, nie umrze… Zostanę nowym Martinem i wszystkich w tym opku pozabijam, a co. :D
Nad światami… Nad tym muszę pomyśleć. Choć jak ich pozabijam, to nie będzie miało sensu. 
Meh… Duża czcionka jest taka… Taka duża. Przyzwyczaiłam się do mniejszych, ale jak się łatwiej czyta. 
Dziękuję za komentarz. :))))
~Eterna – Fabuły dalszej nie zdradzam! Pewnie tak jeszcze ją ze trzy razy zmienię, więc i tak nie miałoby to sensu.
Dziękuję za komentarz. :33
  

 
 
Miłego Czytania! :#
 
 
 
 
 
~***~
 
 
 
 
 
 
 Młodzieniec, aktualnie w swoim nowym ciele, opuszczał porzuconą posiadłość, aby rozpocząć wcielanie swojego planu w życie. Kiedy o świcie pojawił się w loszku, zauważył, że Alexander nie tknął nic z jedzenia przyniesionego dzień wcześniej, a jedynie wypił wodę. Fabian dolał tylko płynu w dzbanie, po czym opuścił najniższe kondygnacje budynku. Nie zamierzał zajmować się elfem. Wystarczyło, aby przeżył, czym akurat postanowił dopilnować.
  Przed opuszczeniem budynku zmienił ubrania, podobne do tych, które nosił jego więzień, lekko je niszcząc, a także brudząc. Chciał wyglądać jak najbardziej naturalnie, jednak mimo jego talentu do aktorstwa i kłamstwa, miał z tym niemały problem. Nie czuł się komfortowo w ciele białowłosego. O wiele bardziej wolał swoje; piękne, zadbane, bez żadnej skazy. Te zaś, mimo smukłości i eteryczności danej ich rasie, było pokryte bliznami. Niestety, nie mógł tego zmienić, dlatego też przeklinał właśnie wszystkich, którzy dopuścili się do połączania tejże dwójki. Zapewne nie był to jedyny przedstawiciel ich rasy, który był brany pod uwagę, gdy poszukiwano małżonka dla Vasilija. Fabian miał również drugi problem – nie posiadł wspomnień należących do drugiego elfa. Nie wiedział nawet jak układają się ich stosunki w małżeństwie. Kopnął kamyk i rozpoczął nie zbyt długą wędrówkę w stronę posiadłości wampira. Czekały go długie dni, jednakże Fabian wiedział, że ich rezultat będzie doskonały. Musiał tylko omamić mężczyznę, co zapewne uda mu się zrobić tak, jak kilkaset lat temu. W końcu Vasilij, według jego źródeł, nie zmienił się zbytnio, dlatego też uwiedzenie go było do elfa tylko kwestią czasu. O ile osoba, która mówiła mu o wszystkim nie okłamała go. Choć nawet i wtedy dałby sobie radę. Miał tylko nadzieję, że ta ruda łajza była poza posiadłością. Od początku, kiedy tylko poznał maga, wiedział, że ten nie ufał blondynowi i to głównie przez niego brudne sprawki Fabiana wyszły na jaw. To właśnie Ayden był pierwszy na liście postaci, których musiał pozbyć się jak najszybciej.
  Był, na podstawie własnych wyliczeń, gdzieś w połowie drogi. Powoli zaczął odczuwać zmęczenie. Jedyna rzecz, która się w nim zmieniła to wygląd. Reszta pozostawała taka sama, a niestety, kondycja Fabiana nie była najlepsza przez lata zamknięcia. Od momentu uwolnienia głównie podróżował na grzbiecie konia, co męczyło go w o wiele mniejszym stopniu, aniżeli piesze wędrówki. Przysiadł na powalonym pniu, by móc odpocząć przez chwilę. Miał kolejną rzecz do robienia: wrócić do swojej starej formy. Wcześniej nie było mowy o męczeniu się na takim dystansie. Słońce dopiero zbliżało się do najwyższego punktu, jednak nie skłoniło to Fabiana do przerwy. O wiele bardziej wolał znaleźć się w miękkim łożu. I to jak najszybciej! Nie rozumiał istot, które były zafascynowane życiem w lasach, choć wśród jego krewnych było wiele takich właśnie osób. Czasami naprawdę żałował, że jest elfem. Kiedy w końcu wstał, aby ruszyć w dalszą wędrówkę, coś w głębi duszy mówiło mu by tego nie robił. Jednak Fabian – jak zwykle to robił – zignorował ową obawę i powoli zaczął iść leśną dróżką. Dalej czuł się zmęczony, ale wiedział, że regeneracja jego siły trochę zajmuje. Przy okazji, zdał sobie sprawę z tego, że dzięki temu będzie wyglądał jakby rzeczywiście uciekł swoim porywaczom. Oczywiście, nikt nie musiał znać prawdy. Wtem, usłyszał czyjś głos. Rozejrzał się w każdą stronę, aby po kilku sekundach przyspieszyć kroku. Jednak, jak przynajmniej zdawało się Fabianowi, głos zdawał się przybliżać z każdym jego krokiem, a nie oddalać. Starał się wypatrzeć ową osobę, ale w gęstwinie krzaków i drzew zdawało się to być mało możliwe. Miał nadzieję, że ten ktoś po prostu zgubił się w lesie i woła za swym towarzyszem. Elf postanowił ukryć się posród roślin i przeczekać jakiś czas. Siadając pod ogromnym drzewem, którego gałęzie sięgały ziemi, Fabian odetchnął. Niektóre sytuacje nie były już dobre na jego lata. Wpatrywał się w ścieżynę, sprawdzając w głowie czy każdy punkt jego planu na pewno nie uległ zmianie. Nagle coś, a może raczej ktoś, zasłonił widok na dróżkę. Kiedy podniósł wzrok, zauważył stojącego nad nim Vasilija. Bez żadnego słowa pomógł elfowi wstać.
 
  – Co się z tobą działo przez ostatnie dni? – spytał wampir, wpatrując się w Fabiana, myśląc, że ma przed sobą swojego męża. – Poza tym, wołałem cię. Czyżbyś nie usłyszał, Alexandrze?
  – Nie – odpowiedział lekko wystraszonym głosem białowłosy, odwracając wzrok. – Usłyszałem głos, myślałem, że to porywacze, więc ukryłem się w tutaj.
  – Chyba nie najlepszą kryjówkę sobie znalazłeś – zaśmiał się ciemnowłosy. – Jesteś pewnie zmęczony, co? Chodź – wyciągnął rękę w stronę elfa – wracamy do domu.
 
  Fabian zaskoczony tonem wampira, machinalnie podał mu dłoń. Nigdy nie słyszał u niego tak miłego tonu głosu, choć wyczuć można było typową dla długowłosego oschłość, co według młodszego z nich było dziwną mieszanką. Prawdą było jednak, że dla pobocznego obserwatora był to po prostu ton, jakiego ktoś mógł używać na co dzień. Elf jednak znał go na tyle długo, że wyczuwał te ledwo namacalne zmiany. Poczuł nagłe szarpnięcie żeby zaraz znaleźć się na usadzony na ramionach Vasilija.
 
  – Co ty robisz!? – krzyknął Fabian, nie mając pojęcia co się dzieje. Miał straszliwą ochotę nazwać wampira idiotą albo skończonym durniem, jednakowoż do dzisiaj pamiętał bolesne uderzenie, jakim uraczył go długowłosy. Oczywiście miał w planach obrażenie go, ale wolał to zrobić po dłuższym zapoznaniu się z bliskością tejże dwójki. 
  – Niosę cię. Przecież widzę, że jesteś zmęczony – odpowiedział spokojnie Vasilij, jednak zaraz potem jego głos stał się zimny. Był taki sam, jak zapamiętał go Fabian. – I nie masz prawa podnosić na mnie głosu!
  – Mogłeś mnie uprzedzić! 
  – Następnym razem tak zrobię, nie musisz od razu się denerwować – odrzekł wampir, który zaczął iść. Blondyn nie wiedział, co ma zrobić, dlatego też oplótł rękoma szyję wampira, a nogi zaś wokół jego bioder. Vasilij zaczął poruszać się coraz szybciej, więc elf zamknął oczy. Nie był nauczony do podróży w ten sposób; jeżeli prawdziwy właściciel tego ciała został zmuszony do takich rzeczy, Fabian szczerze zaczął mu współczuć. Najgorszy dyskomfort nie trwał długo, ponieważ po kilkudziesięciu sekundach mężczyzna zatrzymał się. Młodszy z nich mimo wszystko dalej mocno się go trzymał. 
 
  Kiedy długowłosy postawił go na ziemi, blondyn otworzył oczy i wpatrywał się właśnie w docelowe miejsce jego wędrówki. Cóż, taki szybki transport rzeczywiście musiał być zaletą dla wampirzej społeczności. Jednakże elf o wiele bardziej wolał teleportację, ale domyślił się, że białowłosy nie posiadł jeszcze odpowiednich zdolności. Przynajmniej w tej dziedzinie. 
 
– O czym tak myślisz? – usłyszał nagle głos swojego „małżonka” tuż przy uchu. Przez lata nie czuł czyjegoś oddechu na karku, więc momentalnie się wzdrygnął.
– Chciałbym się wykąpać.
– Zaraz powiem służbie, aby przygotowała wodę w łaźni. I nawet nie śmiej mówić, że możesz sam to zrobić, bo wrzucę cię do fontanny w ogrodzie! – Elf znów poczuł się zaskoczony. Nie znał dotychczas nikogo z klasy wyższej, kto nie korzystał z pomocy służących. Dla bezpieczeństwa, Fabian postanowił nie odpowiadać. Zaczął powoli iść w stronę budynku, wiedząc, że wampir, kiwnąwszy wcześniej na swych pracowników, kroczył tuż za nim.
  – Dam sobie radę sam. Nie musisz iść za mną – powiedział elf, chcąc, aby Vasilij odszedł w swoją stronę. Miał tylko nadzieję, że sypialnia wampira nie zmieniła położenia od czasu, kiedy sam został tutaj zaproszony. Fabian osobiście myślał, że długowłosy uda się do jakiegoś innego pomieszczenia, aniżeli będzie szedł tuż za nim. Według niego była to lekka przesada. – Przecież powiedziałem, że nie potrzebuję twojej pomocy! Odejdź!
  Nagle elf poczuł piekący ból na policzku. Wampir go uderzył. Znowu. 
  – Powiedziałem ci, że nie pozwolę ci się po mnie wydzierać, elfiku. Przecież dzielimy razem komnaty. A ja idę zmienić odzienie. – Vasilija dziwiło nagłe zaćmienie umysłu Alexandra oraz to, że nie czuł w jego stronę żadnego przyciągania. A elf szybko powrócił do domu po porwaniu. Teraz zdawało się jakoby jego emocje względem niego stały się zupełnie inne. Jakby wróciły uczucia do blondyna. Który nie żył. Długowłosy starał się jednak być miły ostatnimi czasy, albowiem coraz bardziej zbliżał się do swojego małżonka. A teraz go uderzył. 
  Reszta drogi do ich pokoi minęła w ciszy. Na szczęście, myśli Fabiana się potwierdziły, albowiem, prócz samego wystroju, sypialnia dalej znajdowała się we wschodnim skrzydle budynku. Kiedy weszli do pomieszczenia, krzątała się po nim służba. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie wampira, aby wszyscy opuścili pokój, zostawiając ich samych. Elf, nie spoglądając nawet na mężczyznę, od razu udał się do pomieszczenia, w którym mógł spokojnie się wykąpać. Szybko pozbył się ubrań, aby po chwili znaleźć się w gorącej wodzie. Nie miał nic przeciwko, gdyby jej temperatura była o wiele niższa, co w ich rasie nie było czymś normalnym, jednakże podczas eksperymentów Fabiana, kiedy próbował samodzielnie stać się nieśmiertelny, wystąpiły inne, nie zawsze pożądane skutki. Mimo wszystko ten nie był taki najgorszy, ponieważ dzięki niemu miał o wiele lepszą tolerancję na zimno aniżeli inne elfy. Dziwiło go jednak, dlaczego jego białowłosy wiezień, mimo tego, że znajdował się w wilgotnych i niezbyt ciepłych lochach wcale nie wyglądał na zmarzniętego. Musiał nad tym kiedyś popracować. 
   Ale najpierw musiał odpocząć. Szczególnie, że woda i niesamowita ilość olejków tak przyjemnie rozluźniała jego mięśnie. 
 
 
 
 
 
~***~
 
 
 
 
 
  Z godziny na godzinę było mu coraz zimniej, a resztkami sił starał się utrzymać zaklęcie, dzięki któremu mógł ogrzać się choć w małym stopniu. Mimo tego, że przełamał się i zjadł kilka owoców z tacy, to jednak było to zbyt mało, aby być w pełni sił. Potrzebował więcej energii, jednak nie wiedział, kiedy znów zostaną uzupełnione jego zapasy pożywienia. Na początku próbował zniszczyć kraty, jednakże szybko dał sobie z tym spokój, zdając sobie sprawę z tego, że traci jedynie moc. Z jednej strony nie był zdziwiony – w końcu jego porywacz zdawał sobie sprawę z umiejętności jakie mógł posiąść. Usiadł na swoim ‚posłaniu’ wykonanym głównie ze starych kocy, owijając się jednym z nich. Dostał nawet małą poduszkę, jednakże odrzucił ją w kąt celi. Oparł się o ścianę. Czuł się brudny. Potrzebował kąpieli, nawet tej najprostszej, bez zbędnych luksusów. Samo mydło i woda. Zamknął oczy, choć w tym miejscu było tak mało światła, że nie czuł już dużej różnicy. Zastanawiało go, jak elfowi o blond włosach uda się podtrzymać go przy życiu na tyle długo, aby móc realizować swoje plany. Ciekawiło go, dlaczego aż tak bardzo Fabian chciał zniszczyć wampira wraz z jego rodziną. Przecież nie mogło chodzić o władzę, prawda? 
  Nie zauważył nawet, kiedy jego zaklęcie przestało działać, a mu zrobiło się ciepło przynajmniej na tyle, aby przestał trząść się z zimna. Jego nastrój lekko się poprawił, ponieważ pozbywając się swojego głównego problemu z głowy, przynajmniej na chwilę, mógł na nowo pomyśleć nad ucieczką z pomieszczenia. Jego głównym celem była krata. Musiał znaleźć sposób, aby ją zniszczyć, jednakże wypróbował już chyba każdy, jaki tylko znał. I żaden z nich nie przyniósł pożądanego skutku. Drzwi wykonane z metalowych prętów nie drgnęły nawet na milimetr. O kamiennych ścianach nawet nie myślał. Skoro nie był w stanie dać sobie rady z czymś mniej trwałym, wolał nie ryzykować wykonania innego planu. Mimo swoich wcześniejszych oporów, zjadł resztę jedzenia znajdującego się na tacy. 
 
  – Cholera – powiedział pod nosem. Wstał ze swojego posłania, dokładnie oglądając każdy zakamarek celi. Nie udało mu się jednak znaleźć niczego, co mogłoby mu pomóc. Mimo zimna i wilgotności, jakie unosiły się w powietrzu, cała kondygnacja wyglądała na nową, a przynajmniej zupełnie nie używaną przez właścicieli budynku. O ile tacy w ogóle istnieli. Alexander podszedł do kraty. Przejechał palcami po każdym pręcie, ale nie sięgał do najwyższego ich punktu, co nie było mu w smak. Ciekawiło go, czy tam mógłby coś znaleźć. Chociażby malutką runę. 
 
  – Dlaczego tutaj jesteś? – Elf usłyszał nagle znajomy głos, który wprawił go w szok. Nie spodziewał się spotkać w takim miejscu osoby, która stała właśnie przed nim z zagadkowym wyrazem twarzy.
  – Te ziemie należą do mnie. Chyba nic dziwnego, że ich doglądam. Przybyłem tu jednak, aby zabrać kilka rzeczy. 
  – Jak mnie znalazłeś? – dopytywał się elf. Zastanawiało go również, dlaczego demon nie prosił o to swojego partnera.
  – Czułem magię. Byłem pewien, że Ayden coś tu zakamuflował, jak to ma w zwyczaju. Ku mojemu zaskoczeniu widzę ciebie. Co tu robisz?
  – Zamknięto mnie tu. Sam raczej bym tego nie zrobił. Zimno tu.
  – Elfy  – prychnął czarnowłosy, otwierając kratę jednym machnięciem ręki. Po tym odwrócił się i odszedł w swoją stronę. – Gdzie ten cholernik trzyma swoje księgi? 
  – Ja… Ja dziękuję – powiedział głośniej Alexander, zatrzymując Lucyfera, który był już w połowie drogi do wyjścia z loszku.
  – Leć już, chłopcze. W stajni jest koń – odpowiedział demon, dodając jakby wymijająco: – I pamiętaj o różach.